Wiecznie Głodny Świata

Udostępnij ten post

Kiedy po raz kolejny dostrzegamy Filipa na winnej degustacji, w głowie pojawia się pomysł, by w końcu zaprosić go do wywiadu. Skoro od lat z zainteresowaniem obserwujemy jego pasję, zobrazowaną i pachnącą smakiem, to najwyższy czas rozpakować jego walizki również w naszym świecie win. A nie było łatwo, bo Filip jak nie gotuje, to podróżuje, jak nie podróżuje to pisze swoją książkę, albo organizuje warsztaty kulinarskie.


Jak się u nas rozgościł? Czy udało nam się go na chwilę zatrzymać? Dziś przedstawiamy Wam cudownego człowieka ciągłe Głodnego Świata.

„Filip poczekaj”, „Chwila, zatrzymaj się”, „Gdzie znowu lecisz”, „Ciągle Cię nie ma” Często najbliżsi próbują Cię tak zatrzymać, dajesz się?

Nie próbują, bo wiedzą, że się nie da (śmiech). Czasem odnoszę wrażenie, że nawet przestają śledzić drobniejsze z moich kroków, żeby kompletnie nie zgubić rachuby. Wiedzą, kiedy wyjeżdżam dalej i na dłużej, ale nie zagłębiają się w szczegóły i drobiazgi – i wcale ich za to nie winię!

Czy jak długo przebywasz w podróży zdarza Ci się tęsknić za Polską?

Oj zdecydowanie. Lubię wracać do Europy, lubię w ogóle poczucie bycia Europejczykiem i bycia częścią fajnej wspólnoty. Gdy na długo zaszywam się na przykład w Azji, zaczyna mi brakować „zwykłej” codzienności, małych rytuałów czy polskiego chleba – którego, paradoksalnie, nie jem za dużo, ale to pierwsze jedzenie, za którym tęsknię! Gdy jest się daleko, nie myśli się o małych zgrzytach codzienności, o tym, co przeszkadza nam na co dzień, a raczej skupia się na pozytywach i za nimi się tęskni. Jednego roku spędziłem święta pod palmą, w gorącym Wietnamie, zamiast w domu i to było przeżycie, którego nie planuję na razie powtarzać – tęskniłem nawet za najdalszymi ciotkami!

Jak to się stało, że tak intensywnie kulinarsko i podróżniczo poukładała się Twoja życiowa ścieżka?

Sam się nad tym zastanawiam! Gdy po studiach zaczynałem pracę, myślałem, że będzie stabilnie, stacjonarnie, normalnie. Potem wylądowałem przy korporacyjnym biurku (bardzo fajnym, za którym czasem tęsknię!) i po 3 latach zaczęło mnie nosić. 26 dni urlopu wydawało mi się absurdalnie małą liczbą, więc postanowiłem wydłużyć go sobie o dodatkowe 339 dni (śmiech). Gdy wróciłem z rocznej podróży dookoła świata, musiałem znaleźć jakieś zajęcie – pracę, która zapłaci te okrutnie pragmatyczne rachunki. No i jakoś tak udało mi się to poukładać, że już trzeci rok żyję w i z podróży i gotowania – a jeśli mam być szczery, to często też z jedzenia.

Wielu obserwatorom, czytelnikom, pewnie też i Twoim przyjaciołom wydaje się, że Twój styl życia również zawodowy jest prosty, lekki i wyłącznie przyjemny. Warto jednak walczyć z tymi stereotypami, bo to naprawdę ciężka praca. Często słyszysz, że Tobie to dobrze?

Oj, i to jak! Że mam wspaniałe życie, prace marzeń, że jestem ogromnym szczęściarzem, że mam najlepiej pod słońcem i tak dalej. I żeby było jasne: to wszystko prawda! Mam wspaniałą pracę i ogromne szczęście, że mogę robić to, co sobie wymyślę – ale nic z tego nie spadło na mnie z nieba. Wymyśliłem sobie trudną ścieżkę i jedyne, co mogę zrobić, żeby na niej pozostać, to zakasać rękawy i naginać. To, co widać na Fejsbuku, Instagramie czy na blogu to tylko sam czubek czubka góry lodowej. Pod powierzchnią wody jest kupa roboty, wyrzeczeń, ciężkiej pracy, nerwów, stresu, kalkulowania, zderzania się z rzeczywistością polskiego przedsiębiorcy i ciągłego balansowania, żeby zarobić. To jak z prowadzeniem każdej firmy: jak nie wyprujesz sobie żył, nic z tego nie będzie. Ale! Robię to wszystko na własnym zasadach i dopóki tak będzie, z nikim bym się nie zamienił. To w końcu praca marzeń.

Kuchnia czy podróże, co jest dla Ciebie ważniejsze?

Usłyszałem to pytanie kiedyś na castingu do programu telewizyjnego i chyba źle na nie odpowiedziałem (śmiech). W każdym razie: podróże. Gdyby nie podróże, nie byłoby wspaniałych smaków świata, kulinarnych niuansów i smaczków, które mogę poznawać. Podróżuję, żeby smakować i podróże w tym równaniu są nadrzędne.

Wytrawni obserwatorzy wiedzą, że do tematu kuchni podchodzisz bardzo kompleksowo, na przykład żywo interesujesz się pairingiem jedzenia i wina. To obszar, w którym my najczęściej Cię wyłapujemy, bywasz nawet na degustacjach. Jakie jest więc miejsce wina w Twojej kuchni?

W największym kieliszku! A na poważnie: im jestem straszy, im więcej winnic odwiedziłem i świetnym win spróbowałem, tym miejsce wina w mojej kuchni (i życiu w ogóle) robi się coraz ważniejsze. To chyba jak ze wszystkim: gdy spróbujemy bagietki z paryskiej piekarni, to potem ciężko nam zadowolić się jej polskim odpowiednikiem. Bardzo dobrze widzę swoją „winną” drogę. Sięgam po inne wina, coraz częściej wybieram lepsze produkty i coraz więcej jestem w stanie na nie wydać. Mało tego: bardzo często wino jest dla mnie integralną częścią posiłku i bez niego nawet świetne jedzenie nie smakuje tak, jak powinno. A największy ból? Pojechać na świetny obiad samochodem i obejść się smakiem i wodą!

Czy wino wyznacza też przystanki w Twoich podróżach (pamiętasz jakieś szczególne)?

Tak, choć nie jest to proste w krajach, do których zwykle jeżdżę. Toskanię, Szampanię czy Kalifornię zwiedzałem z winnym kompasem, dopasowując inne atrakcje podczas wyjazdu do winnic na mapie. Cypr, Grecja, Gran Canaria czy Rioja w Hiszpanii – gdzie tylko się da, wyszukuję winnice, choćby najmniejsze, gdzie kieliszek nawet najprostszego wina, z kawałkiem lokalnego sera, smakuje niesamowicie. W Azji Południowo-Wschodniej sytuacja jest diametralnie inna, bo win się tam po prostu nie produkuje. Całkiem niedawno spotkała mnie jednak miła niespodzianka także w Tajlandii: podczas świetnej kolacji zaserwowano mi wina z górzystej tajlandzkiej północy, naprawdę dobre. Byłem kompletnie zaskoczony!

Jaki kraj winiarski jest Ci najbliższy i dlaczego?

Toskanię kocham miłością bezwarunkową: na równi za boskie krajobrazy, proste jedzenie i Chianti Classico. No ale Włoch nie da się nie kochać. Wielki sentyment mam również do Szampanii, po wizycie w zabytkowej winnicy Dom Perignon i podgryzaniu w niej tradycyjnych, różowych herbatników szampańskich oraz do Hiszpanii, gdzie byłem w najbardziej niebywałej i pięknej winnicy w życiu: Campo Viejo w Logrono, pachąncej winem i hiszpańską, dojrzewającą szynką. A na liście marzeń zdecydowanie króluje winny trip po Chile oraz po Australii.

Zdradzisz kilka swoich pomysłów na przyszłość, gdzie za 10 lat chce być „Głodny Świata”?

W podróży! I w kuchni! Przy woku, nad miską parującej, malezyjskiej laksy; nad talerzem kremowego, tajskiego curry; gdzieś na plaży; w fartuchu, ucząc innych, jak odtwarzać smaki świata we własne kuchni. W małej kawiarni w Limie albo automatycznej knajpie sushi w Tokio. Gdzieś w świecie!