„Riesling i tapasy”– recenzja od serca

Udostępnij ten post

Magia istnieje i nawet wkradająca się w rzeczywistość prostota nie jest w stanie jej przysłonić. Wiem, wiem – wyborne i poetyckie wprowadzenie, ale naprawdę sama na nie wpadłam. Zresztą kończąc książkę Tomasza zorientowałam się, że w notatkach mam kilka tego typu – w moim stylu daleko idących – myśli. Nie omieszkam się nimi z Wami podzielić i mam nadzieję, że nie wyrządzę przez to niedźwiedziej przysługi, jakże cenionemu przez siebie autorowi.

Tomasz Pragne-Barczyński to bez dwóch zdań ikona polskiej sceny winiarskiej. Krytyk winiarski, redaktor naczelny wiodących, kiedyś i dziś, magazynów o winie, sędzia w konkursach winiarskich, edukator. Autor wielu publikacji i artykułów o tematyce winiarskiej. Współtwórca audycji o tematyce winiarskiej w Radio 357. Dla mnie osobiście, w tym środowisku niedościgniony wzór człowieka, którego słucha się z pasją, którego uśmiech zdradza miłość do dobrego wina i jedzenia. Potrafi słuchać z uważnością i opowiadać z wrażliwością. 

„Riesling i tapasy” to najnowsza książka Tomasza Pragne-Barczyńskiego, która trafiła w moje ręce. Przewrotny tytuł rzeczywiście ma swoje odzwierciedlenie w każdym rozdziale tej pozycji, które są podzielone na kilka europejskich krajów. Bowiem nie znajdziecie tu sztampowych i tradycyjnych rozwiązań dotyczących wine pairingu. Traficie za to na tak niezwykłe połączenia jedzenia i wina, jak tytułowe tapasy i riesling właśnie. Przy tym wszystkim towarzyszyć będzie Wam nieodparte wrażenie, że Tomasz postanowił podzielić się z nami częścią swojego bardzo ciekawego życia.

Autor już na wstępie, ale by trochę Wam zdradzić również w dalszych swoich opowieściach, dzieli się refleksją nad wymykającymi się nieco nomenklaturze, czynnikami wpływającymi na nasz odbiór i charakteryzowanie wina w różnych życiowych sytuacjach. Czy udaje mu się je uchwycić? Nie do końca i ten paradoks jest najlepiej zobrazowany właśnie na tych winniach szlakach, którymi Tomasz podąża już od lat i na których spotkał tylu niezwykłych ludzi.

Czytając jego najnowszą książkę uświadomiłam sobie, że jest w tym też coś unikatowego i do końca nienazwanego, co steruje naszą percepcją i potrafi tak diametralnie się zmieniać. Wino wypite z przyjaciółmi w sprzyjających okolicznościach przyrody smakuje zupełnie inaczej, niż to samo samotnie degustowane z notatnikiem w domu. I znowu włóczenie się po tapas barach w winiarskim regionie Rioja, zjedzenie szparagów w typowym niemieckim gasthausie czy rozmowy przy winie w piwnicy u morawskiego winiarza potrafią zostawić w naszej pamięci zupełnie inne wspomnienia, których nie da się już nigdy więcej powtórzyć w domowym zaciszu. Są tak ulotne, że aż idealne w danym momencie, kiedy ich doświadczamy.

„Riesling i tapasy” to nie jest tradycyjny przewodnik dla leniwych. To wciągająca lektura, której ogromną przewagą jest bardzo przyjemna lekkość bytu. Tomasz udowadnia, że w świecie winia i łączenia go z jedzeniem nie chodzi o nudne zasady, ale czerpanie z przyjemności, inspirowanie się regionalizmami, wychodzenie poza schematy utartego myślenia. Podczas swoich podróży bez wątpienia kieruje się, jakże bliską mi, zasadą hedonizmu. W tym przypadku skupia się ona na doświadczaniu przyjemności z degustacji wina często w akompaniamencie jedzenia, podkreślając subiektywne i indywidualne aspekty tego doświadczenia.

Każdy rozdział to swoistego rodzaju fabuła, w którą wplecione są słowa winiarzy, przytoczone rozmowy przy stole i beczkach. Autor przez to chciał chyba pokazać (co mu się zresztą udało!), jak żywe potrafią być wspomnienia zdobyte podczas takich podróży i jak kształtują one nasze życie.

Tomasz Pragne-Barczyński zrobił coś jeszcze. Postanowił wykorzystać okazję i upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. W swojej książce przemyca świetnie zobrazowaną dawkę wiedzy winiarskiej, dodaje do tego wiele historycznych odniesień. Wprowadzając w zagadnienia regionu nęci nie tylko winem, ale i jego równie ważnymi atutami np. rybami, owocami morza, hiszpańskimi przekąskami, austriacką kuchnią, w której przeplata się tradycja z innowacjami. Do tego dorzuca też niezwykle cenne listy ważnych adresów: gdzie jeść, gdzie spać, gdzie umówić się do winiarza. 

Autentyczności w dzieleniu się fragmentem swojej prywatności nadają również zdjęcia Tomka. Nieraz miałam wrażenie, że by zrobić dane ujęcie specjalnie zatrzymał się na rowerze, albo spacerował godzinami o świcie ze swoją M.

Cieszę się, że Tomek zbierał swoje wspomnienia latami i w końcu postanowił się nimi podzielić. Najważniejsze podsumowanie zostawiłam na koniec: od najbardziej klasycznych i idealnych połączeń zawsze ważniejsi są ludzie, z którymi je doświadczamy i miejsce, w którym się znajdujemy.

Czekam na kolejne podróże Tomka, a Was jeśli podróżujecie lub interesujecie się winnymi szlakami zapraszam do tej ciekawej lektury!