Polubiłam Cię, Zlocie!

Zaczynam pisać lead i po głowie krążą mi sobotnie, wałkowane w kółko hasła: do 300 znaków ze spacjami, dobre SEO, daj od razu znać o czym będzie cały tekst, zachęć czytelnika, bądź ciekawy, zadowól wszystkich. Dodaj szczyptę kontrowersji, nieco lekkości, garść offowego spojrzenia na rzeczywistość, zachwyć pomysłem, zaintryguj, daj do myślenia. Prawie przepadłaś: merytoryka, pamiętaj o merytoryce!
I tym oto sposobem świadomie lub nie, przekroczyłam 300 znaków. Na chwilę stanęłam więc na rozdrożu, bo teraz nie wiem, czy pisać dalej, skoro czytelniku pewnie Cię nie zachęciłam, a Ciebie Google przyjacielu nie nasyciłam dobrymi frazami. Czy zamknąć komputer i zwyczajnie wyspać się jutro do pracy – co zapewne zrobiłby każdy rozsądny człowiek.
No więc, nie wiem czy wybaczysz i docenisz mój brak rozsądku, ale pozwól że się tym nie przejmę, spać też jeszcze nie pójdę, bo dziś jak nigdy coś mi się wydaje, że mogę liczyć chociażby na winną blogosferę, która jeśli zdołała już oprzytomnieć po VI Zlocie, sama szykuje się do swojego podsumowania i czeka na głosy innych pisarzy w niedoli.
To już oficjalne – 30 marca 2019 roku odbył się najlepszy w historii VI. Zlot Blogosfery
Wszystko za sprawą prostego elementu: czynnika ludzkiego, który jak nigdy dotąd poluźnił powszechnie używaną „gumę w majtkach”, zaczął słuchać, sam mówić i może też został wysłuchany?! Wspomniany element, to ludzie, którzy od lat poświęcają bardzo dużo swojego czasu (i pieniędzy) na to, by się kształcić, podróżować, spotykać z winiarzami, degustować, rozwijać swoją pasję i bzika w głowie do konkretnej cieczy, zwanej naukowo winem. To też, co oczywiście bardzo cieszy nowa grupa freaków, którzy jeszcze nie wiedzą co ich czeka, ale mają w sobie na tyle dużo świeżej energii, że będzie co z nich wyssać.
Żaden dotychczasowy Zlot nie wywołał u mnie tak pozytywnego nastawienia, jak właśnie ten. Powiem więcej, jeszcze nigdy nie miałam takiego niedosytu po naszych konwersacjach, podsumowaniach merytorycznych, dyskusjach, wspólnych rozmowach podczas degustacji. Pierwszy raz nie wiem też, dlaczego tak szybko zleciał ten sobotni dzień? Będę nawet bardziej kontrowersyjna, pierwszy raz nie żałuję tego straconego weekendu.
Zlot uświadomił mi też, ile przyjaciół zyskaliśmy podczas tych kilku lat członkostwa w polskiej winnej blogosferze. Zrozumiałam, ile się od Was uczymy, jak wspaniale nas inspirujecie, mobilizujecie. Dobrze od czasu do czasu sobie to przypomnieć i dostać kopa pozytywnej dawki energii, by iść do przodu, by dalej robić swoje.


Zlot to swoistego rodzaju podsumowanie
Zawsze wydawało mi się, że zamiast merytorycznej dyskusji, co roku karmimy się mrzonkami na temat wielkiej perspektywy rozwoju branży winiarskiej, zwiększającej się świadomości Polaków na temat wina i innymi utopijnymi historyjkami o naszej misji krzewienia edukacji. Tymczasem, potem każdy wracał do swojego pisania, nic mądrego w nas nie zostawało, a za rok ponawialiśmy bajdurzenie na temat własnej wyjątkowości i wyższości jednej formy nad drugą. Bla bla bla, jak ja tego nie znosiłam!
I żeby nie było wątpliwości, nadal uważam, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale chyba po raz pierwszy świadomie powiedzieliśmy sobie wprost wiele rzeczy, przy tym nie obrażając się wzajemnie, nie psiocząc w kuluarach jedni na drugich i nie ziewając podczas dyskusji. Każdy rok to też nowe trendy, nowe narzędzia, nowe techniki, którymi się posługujemy. W końcu zaczęliśmy o nich normalnie rozmawiać, a nie szeptaliśmy po kontach, że wszystko wiemy i robimy to najlepiej na świecie. Dzięki temu zostało we mnie bardzo dużo wiedzy, pojawiło się kilka inspirujących rozmów i planów.
Sama przyjęłam pod rozwagę wiele Waszych genialnych pomysłów i rozwiązań, wysłuchałam spostrzeżeń i sporo argumentów do mnie przemówiło. Wymieniliśmy się feedbackiem dotyczącym całego roku naszej ciężkiej, ale i dobrej roboty. Właśnie takiego podsumowania mi brakowało.
Powiedzmy sobie też szczerze, wszyscy którzy kochamy wino i dużo, regularnie o nich piszemy, popełniamy błędy i musimy się stale uczyć, jak ich unikać. Na szczęście wielu z nas traktuje swoją pasję bardzo poważnie, a zdobyta wiedza ratuje nas od merytorycznych wpadek. Drogi czytelniku, od Ciebie nie wymagamy więc miłosierdzia bożego, wiemy że są momenty, gdzie zastanawiasz się co autor miał na myśli, albo zupełnie skazujesz go na chwilową banicję. Jednak w tym wszystkim bardziej zależy nam, na Twojej interakcji na poziomie komunikowania swoich spostrzeżeń, czasem i potrzeb, doświadczeń. Ty też nas uczysz i inspirujesz. Wcale nie jesteśmy zamkniętą grupą pseudo ekspertów, która zna cały świat wina, bo przecież nie da się go poznać w całej jego okazałości. Ta magia polega właśnie na tym, że my dajemy Ci kawałek tego tortu, a Ty serwujesz nam pyszną kawę.
Czy istnieje pożądany sposób prezentowania dla Was treści?
Być może to duże uproszczenie, ale mam wrażenie, że to właśnie rozmyślania na ten temat zajęły nam najwięcej czasu na Zlocie. Tymczasem ja dochodzę właśnie do wniosku, że nie istnieje. To krótka odpowiedź nie wynika z mojej świadomości o własnej wszechwiedzy, ale zwyczajnie z prostego przekonania, że wówczas piekło by chyba zamarzło.
Po pierwsze, każdy bloger to naprawdę wyjątkowa osobowość. Wielu z Was czyta je czasem wyłącznie dlatego, że bardzo przypadła Wam ona do gustu. Dzięki temu tworzycie najbardziej lojalną grupa czytelników danego bloga. Na tą lojalność, my blogerzy zapracowujemy sobie tym kim jesteśmy, tym co sobą reprezentujemy i tym jakie mamy spojrzenie na ten często zwariowany świat wina i nie tylko. Ukłony tym, którzy pozostają przy tym wszystkim sobą i nic nie udają.
Po drugie, jakże bylibyśmy nudni – a już mimo wszystko często wpadamy w rutynę – gdybyśmy wszyscy posługiwali się jednym, idealnym schematem pisania bloga. Jedni mają lekkość pióra i łatwo przejdą z huśtawki na bezludnej wyspie po wyższość Rieslinga nad Chardonnay, inni tygodniami przygotowują merytoryczny wpis, metodologicznie przedstawią swoje założenia i po cichu usuwają się w cień, wierząc że choć jeden zbłąkany wędrowiec da łapkę w górę, albo napisze: dobra robota! Piękny krajobraz pewnie zdobędzie większe uznanie wzrokowców, a drugi wpis stanie się małym przewodnikiem, do którego czytelnik wróci jeszcze nie raz, nie dwa. Jedno jest jednak pewne – każdy z nich jest nam potrzebny, każdym z nich powinniśmy umieć się posługiwać. To chyba ważne, by czasem jednak wyjść poza utarte schematy i zrozumieć, że potrzeba nam więcej umiejętności łączenia tych dwóch perspektyw.
Po trzecie, no dobra – są jednak elementy, które ułatwiają Wam – czytelnikom przyswajanie informacji, którą prezentujemy i tu Was być może zaskoczymy, ale mamy świadomość, że popełniamy wiele technicznych błędów. Dobrze jest więc czasem usłyszeć, jak to zmienić. Na żywych przykładach zobaczyć, co możemy dać od siebie, by było jeszcze lepiej. Wszystkie te informacje krążą mi nadal po głowie, to najlepszy dowód na to, jakiej dokonaliśmy burzy mózgów. Szkoda, że trochę niedokończonej…
Ten tekst jest pewnie za długi. Karygodny błąd, ale takie mimo wszystko będę od czasu do czasu popełniać. Na koniec jeszcze raz chciałabym podziękować tym, którzy od lat tworzycie, bądź dopiero stajecie się częścią polskiej winnej blogosfery. Kolejny Zlot być może już za rok. Ten pozostawia mnie z wieloma przemyśleniami, wnioskami po naszych rozmowach. Jedno jest jednak pewne, chyba się z nim w końcu polubiłam.