Winosfera – degustacja win z winnicy Backsberg

Wina z RPA to butelki, po które sięgamy bardzo rzadko. Mimo pozornie szerokiej dostępności tych win, w większości są to pozycje z najniższej marketowej półki, od potężnych producentów, których jakość przedstawia wiele do życzenia. Jest co prawda kilku importerów, którzy w winach z tego kraju się wyspecjalizowali, ale znów jakoś nam do nich nie po drodze. Wiemy, że to nie jest usprawiedliwienie, chyba po prostu zwyczajnie na świecie są miejsca, które winiarsko nam nie „leżą”. Mimo wszystko wciąż poszukujemy etykiet, dzięki którym nasze nastawienie ulegnie zmianie i z takim planem udaliśmy się na degustację win z winnicy Backsberg zorganizowaną w Winosferze.
Backsberg została założona (jak zresztą większość posiadłości w Nowym Świecie) przez emigrantów, którzy do Południowej Afryki przybyli akurat z Litwy, czy też można powiedzieć terenów dawnej Rzeczypospolitej Oboja Narodów. Początkowo właściciele zajmowali się uprawą zbóż, owoców i warzyw, a niewielkie ilości winogron sprzedawali większym producentom. Stopniowo winna gałąź biznesu stawała się coraz bardziej istotna dla rodziny, jednak przegrywali oni w konkurencji z większymi winiarniami. Stąd też w 1969 roku zapadła decyzja o sprzedaży ówczesnej marki (Back’s Wine), większej części winnicy, butelek i wyposażenia. Dla rodziny okazało się to szansą na nowy star. W ciągu następnego dziesięciolecia ponownie przekształcili posiadane plantacje brzoskwiń w winnice, tym razem zamierzając przykładać znacznie większą wagę do jakości produkowanych win. Wtedy też narodziła się nazwa Backsberg. Dzisiaj producent posiada 110 hektarów winnic w regionie Simonsberg-Paarl, leżącym na zboczach masywu Simonsberg. Dodatkowo Backsberg skupuje owoce od dwóch satelickich posiadłości.
Choć RPA, jeśli chodzi o białe wina, kojarzony jest głównie z Chenin Blanc, to tym razem szczep nie był reprezentowany na degustacji. Rozpoczęliśmy za to od Backsberg Sauvignon Blanc 2015 (40 zł), który w wydaniu południowoafrykańskim jest bardzo zielone, chłodne. Co ciekawe zgodnie z notką na stronie producenta Sauvignon jest tu uzupełniony o 10% innych odmian (jakich to już producent nie raczył nam wskazać). Owoce pochodzą z winnic z Simonsbergu oraz od dwóch wspomnianych satelickich producentów. Bliżej mu do loarskiego matecznika niż do rozbuchanych win z Nowej Zelandii. Tutaj dominowały nuty porzeczkowych liści, skoszonej trawy, bazylii. W ustach lekkie, o nie za wysokiej koncentracji, ze słonawym finiszem. Świeże, choć bez większej głębi. Dobre.
Kolejnym winem było Backsberg Chardonnay 2013 (52 zł). Wino dojrzewa na osadzie przez 8 miesięcy – częściowo w beczkach, a częściowo w stalowych zbiornikach z dodatkiem dębowych chipsów. W nosie przyjemne, z nutami ciepłych, tropikalnych owoców oraz gruszek. Zapowiada się więc ciekawie, ale niestety w ustach poza kwasowością nic więcej się nie dzieje. Wydaje się, że wino znajduje się już w fazie schodzącej. Średnie-.
Ciekawiej zrobiło się, gdy przeszliśmy do czerwonych butelek. Na pierwszy ogień poszedł najpopularniejszy czerwony szczep RPA – Pinotage. Jest to stworzona w latach 20-tych XX wieku na Uniwersytecie Stellenbosch, krzyżówka Pinot Noir i Cinsault. Backsberg Pinotage 2014 (47 zł) dojrzewał w beczkach przez 12 miesięcy i początkowo wydaje się lekko nieczysty Poźniej wychodzi więcej owocu (jagody, jeżyny) z dodatkiem akcentów leśnej ściółki, skóry. W ustach lekkie, z ładną kwasowością, szorstkimi taninami (które wygładzają się z czasem). Dobrze zrobione pod względem technicznym, ale brakuje w nim trochę większej autentyczności. Dobre.
Cabernet Sauvignon w połączeniu z Merlotem to kupaż charakterystyczny dla francuskiego regionu Bordeaux. Popularność tych win spowodowała chęć ich odtworzenia również w innych krajach. A jak to się udało w RPA? W Backsberg Klein Babylons Toren 2012 (72 zł) mamy równowagę obu wspomnianych odmian, a wino przez 18 miesięcy dojrzewa w beczkach. W nosie początkowo znów nie wszystko jest w porządku, bo pojawia się trochę lotnej kwasowości, ale na szczęście nie przeszkadza ona w odbiorze wina. Do tego mamy akcenty suszonych owoców, palonych ziaren kawy. Usta nie idą w parze z zapachem, są znacznie lżejsze, porzeczkowe i kwaskowe. Dopiero w finiszu pojawia się trochę więcej ostrzejszych tanin. Dobre+.
Ostatnie wino Pumphouse Shiraz 2010 (71 zł) było dla nas najlepszą butelką tego dnia. Częściowo fermentuje w stali, a częściowo w beczkach. Następnie dojrzewa w amerykańskim i francuskim dębie przez 18 miesięcy. Nos ładnie ewoluowany, pełen dymu z ogniska, ziół, suszonego mięsa, liścia laurowego. W smaku dużo przypraw, pieprzu. Ładna struktura, lekkie, wysuszające taniny. Skoncentrowane, ale przy tym niezbyt ciężkie. Bardzo dobre.
Niestety, degustacja pokazała te same mankamenty, które zwykle dostrzegamy w winach z RPA. Były one poprawne technicznie, ale brakowało w nich wspólnego mianownika, czegoś co w Starym Świecie może by określone jako ekspresja terroir. Gdy dodamy do tego delikatne, ale jednak wyczuwalne wady i szybkie schodzenie wina w momencie, gdy trafia ono do kieliszków (to nie pierwsze wina z RPA u których widzimy ten problem), możecie już zrozumieć, dlaczego wina z Południowej Afryki nie trafiają do naszych serc.