Wino miesiąca – Weingut Merkelbach Kinheimer Rosenberg Riesling Spatlese 2005

Udostępnij ten post

Jesień. Obiecywali, że będzie ciepło, straszyli że jesteśmy naocznymi świadkami zmieniającego się klimatu, że zrewolucjonizowane będą bieguny ciepła w Europie. To jak to teraz wytłumaczą, że po porannym rowerowym treningu, marzył nam się tylko koc i ciepła herbata? 5°C przy zjeździe z górki na Wilanów to jak kubeł zimnej wody, rześko nieco, nawet zaskakująco chłodno, dobra cholernie zimno! Na szczęście nastrojeni pozytywnie przez słońce, siedząc już w ciepłym mieszkaniu (Diana Krall leci w tle z głośnika) przekonujemy się, że skoro ptaszki ćwierkają z zadowolenia na złotą jesień, to i my nie bądźmy gorsi, może jakaś nowa aktywność. Zaryzykujemy deklarację, by raz na miesiąc opisać Wam wino, które najbardziej nam smakowało w tym przedziale czasowym. Zaczynamy od września! Nim jednak o samym winie, dziś o Rieslingu posłuchajcie proszę, jak trafił on w nasze ręce.

Jak wiecie latem (taka piękna odległa pora roku) podróżowaliśmy po Korsyce. W tym czasie jeden z (już niestety „emerytowanych”) winnych blogerów, wrzucił informację na Facebooku, że będąc w Toskanii zostawił tam plecak z całą cenną dla niego elektroniką. Korzystając z okresu urlopowego podpytywał, czy ktoś nie będzie przypadkiem w okolicy i nie mógłby go odebrać. Włoska gościnność zaoferowała mu pomoc w przechowaniu i dopilnowaniu zawartości plecaka. Przyznajemy, że nasz plan zakładał, iż po wpłynięciu w Livorgno, ruszymy prosto do Greve in Chianti. Przestudiowaliśmy jednak mapę i postanowiliśmy, że zajedziemy po te rzeczy. Co prawda w międzyczasie okazało się, że prom miał spore opóźnienie, więc migiem zjedliśmy fantastyczną pizzę w Livorno (opowiemy Wam jeszcze o tym miejscu) i ruszyliśmy pobłąkać się późną nocą po ciemnych i krętych drogach Toskanii. Hej przygodo! Udało nam się dotrzymać danej obietnicy i zguba wróciła z nami do Polski.

Opisywane dziś wino, to prezent od zapominalskiego, któremu z tego miejsca bardzo dziękujemy.

Drodzy, przedstawiamy Wam Weingut Merkelbach Kinheimer Rosenberg Riesling Spatlese 2005. Choć w miarę dobrze kojarzymy mozelskich producentów (dwa wyjazdy na Mythos Mosel i niezliczona ilość przetestowanych butelek wydatnie w tym pomagają), to jednak Weingut Merkelbach był dla nas zupełną niewiadomą. Okazuje się, że producent posiada niecałe 2 hektary winnic w okolicach Ürzig, a jego roczna produkcja to ok. 20 tysięcy butelek. Nic więc dziwnego, że nie jest to winiarz tak znany jak gwiazda tego miasteczka Dr. Loosen. Rodzina Merkelbach skupia się głównie na winach słodkich, które produkują je z tak znanych parceli jak Ürziger Würzgarten, Erdener Treppchen czy właśnie Kinheimer Rosenberg – w tradycyjnym, coraz rzadziej nad Mozelą spotykanym stylu.

Po nalaniu do kieliszka wino ma piękny złoty kolor i gęsty, słodki aromat. W nosie czuć co prawda pierwsze oznaki utleniania – orzechy, gryka, czy wyschnięte siano, jednak obok tego pięknie rozwijają się pozostałe zapachy. Znajdziemy tu delikatne tony naftowe, sporo pszczelego wosku, miodu, suszonych moreli, pigwy i mirabelek. W ustach nienachalne, słodycz której jest tu przecież niemało świetnie stopiła się z kwasowością. Struktura jest dość lekka, zupełnie niemęcząca, a po przełknięciu wina kwasowość utrzymuje się najdłużej w posmaku. Klasyczne, świetnie zrównoważone, z wciąż olbrzymim potencjałem dojrzewania. Arcydzieło- (94/100).

Bardzo dziękujemy za tak piękny, niezapomniany prezent!