Winne wtorki: południowy Rodan

Dziś Winiczkowe Winne Wtorki! Tym razem to my wymyślaliśmy temat tej cyklicznej blogerskiej zabawy. Ostatnio jakoś frekwencja wśród piszących spadła, wiec postanowiliśmy zaproponować szeroki temat – południowy Rodan. Jest mnóstwo butelek na rynku do wyboru – od szerokiej i w miarę taniej (butelki zaczynają się od kilkunastu PLN) apelacji Cote du Rhone po drogie Gigondas czy Chateauneuf du Pape. Dla każdego coś miłego 🙂 Dodatkowo, to oparte na Grenache zwykle mocne, owocowe i rozgrzewające wina, a więc idealne na zimowe wieczory.
W dzisiejsze wtorki otworzyliśmy Cotes du Rhone 2011, Brunel de la Gardine – blend 65% Grenache i 35% Syrah z Mourvedre. Wino kupiliśmy w sklepie M&P Alkohole Świata za 54 PLN. Nie znamy dogłębnie asortymentu tego importera (choć już od niego butelki gościły w Winniczku), tym bardziej byliśmy ciekawi nowości. Chateau de la Gardine jest posiadłością rodziny Brunel w apelacji Chateauneuf du Pape – 48 ha obsadzonych czerwonymi odmianami i 4 ha białymi. Chateau jest w jej posiadaniu od 1945 roku. Pod marką Brunel de la Gardine od 1998 roku działają jako negocjanci skupując winogrona z innych rodańskich apelacji i produkują wina. Kupując Cotes du Rhone w tej cenie oczekiwaliśmy porządnego wina i nie zawiedliśmy się. Już sama butelka robi wrażenie – jest efektowna, o trochę elipsoidalnym przekroju z klasycznymi wypukłymi oznaczeniami winnicy i apelacji z przodu. W kieliszku wino pokazuje swój rubinowo-amarantowy kolor. Jest przezroczyste i błyszczące. W nosie dużo dojrzałych czerwonych porzeczek, jeżyny i jagody. Przyjemnie owocowe. Usta dosyć okrągłe o niskiej kwasowości i nieistotnych taninach. Dojrzałe owoce – jeżyny, aronia, trochę śliwek. Pikantny, całkiem długi finisz. Alkohol, który często w winach z nad Rodanu jest w wyższych rejestrach, tu również nie rozpieszcza – 14,5%. Na szczęście jest niewyczuwalny na podniebieniu. 86/100 Dobra rzecz.
Do Cotes du Rhone 2011, Brunel de la Gardine przygotowaliśmy smażone piersi kaczki w sosie z czerwonym pieprzem . Do kaczki zwykle lubimy Burgundy, czy też Pinoty z innych europejskich regionów, ale w tym przypadku – gdy sos jest gęsty, śmietanowy i podbity ziarnami czerwonego pieprzu – pełniejsze Cotes du Rhone wydawało nam się bardziej odpowiednie. Jednak zbyt duże wino przytłoczy to danie – jakiś czas temu otworzyliśmy Chateauneuf du Pape od Ogier’a ( Safres Châteauneuf-du-Pape 2009, Ogier Caves des Papes ) i niestety z tą kaczką nie poszło. Piersi kacze zaczynamy przygotowywać od zdjęcia z nich skóry. Robi się to w bardzo prosty sposób, gdyż wystarczy delikatnie nożem przeciągać pomiędzy skórą a mięsem, a ona sama odchodzi. Jest tylko jeden moment, w którym trzeba mocniej użyć ostrza noża. Następnie, na patelni rozgrzewamy niewielką ilość oleju roślinnego i smażymy piersi kaczki na średnim ogniu. My lubimy krwiste, ale dla średnio wysmażonych powinno zabrać nam to około 3 minut z każdej strony. Po usmażeniu kaczki, należy przełożyć ją na ogrzany talerz i przykryć drugim, z patelni zlać tłuszcz i wlać na nią około 4 łyżki rosołu drobiowego, dodać śmietanę (18% Piątnicy sprawdza się bardzo dobrze), dodać łyżeczkę musztardy Dijon i łyżkę ziaren czerwonego pieprzu z zalewy. Gotować dosłownie kilka minut, aż sos zgęstnieje. Zlać do sosu wszystkie soki, jakie wydzieliły się z piersi kaczki, doprawić solą i dokładnie wymieszać. Piersi kroimy pod skosem na plastry. Podajemy z sosem. My jako dodatek lubimy pieczone ziemniaki i warzywa gotowane na parze – np. brokuły, kalafior czy marchewkę.
Cotes du Rhone 2011, Brunel de la Gardine bardzo dobrze „walczy” z kaczką w sosie z czerwonym pieprzem . Robi się bardziej słodkie, a do tego wychodzi więcej nut pikantnych, co przyjemnie komponuje się pieprzowym sosem. W sumie jest i tak wystarczająco lekkie, że bez trudności pasuje również do samej kaczki – bez sosu. Było naprawdę dobrze.
Jako suplement do dzisiejszych „wtorków” dołożymy jeszcze dwie butelki z Lidla. Kupiliśmy je po drodze na w/endowy wyjazd, robiąc zakupy spożywcze. Na pierwszy ogień idzie Cuvee Particuliere Chateauneuf du Pape 2012, Ferdinand Labarthe . Zawsze zastanawiało nas, że można sprzedawać wina z drogich apelacji po bardzo niskich cenach. Tu butelka kosztuje 40 PLN, gdzie tak naprawdę Chateauneuf’y zaczynają się spokojnie od 75 PLN. No i odpowiedź jest prosta – chyba nie można. To słaba butelka. Nos pikantno alkoholowy, o dużej ilości nut kwasowych. Do tego akcenty stalowe i „szmaciane”. Wino musi się długo otwierać, żeby trochę się ich pozbyć. W ustach zdecydowanie młode, taniczne i bardzo proste. Owoc (aronia i jeżyna) bardzo suchy a końcówka bardzo krótka i wodnista. Gdy się otworzy pojawiają się nieśmiało słodkawe nuty. Nie widzimy potencjału. 80/100 Kiedyś degustowaliśmy Brunello z Freshmarket za chyba 60 PLN i wrażenia w kwestii sensu tego typu zakupów są identyczne.
Z drugiej strony do koszyka wrzuciliśmy taniutkie – 18 PLN Font du Mirail Signargues Cotes du Rhone Villages 2012, Ferdinand Labarthe . Kolor piękny – rubinowy, przezroczysty. Nos prosty i świeży. Owocowy – be zbędnych dodatków. W ustach też owoc, podbity taniną i zakończony gęstym finiszem. Pikantne, świeże i smaczne. 84/100 Czy nie o to chodzi w butelce za 18 PLN? Mieliśmy szczęście, bo zwykle tak tanie butelki nie oferują dobrej jakości.
Do następnego!
A&W
Linki do innych wtorkowych rodańskich degustacji poniżej: