Winne wtorki: Pinot Noir z Nowej Zelandii II

Dzisiejszy temat Winnych Wtorków zaproponował Kuba z Czerwone czy Białe . Nie zdziwiliśmy, kiedy padło na Pinot Noir z Nowej Zelandii. W końcu Kuba teraz rezyduje na Antypodach, więc ma praktycznie nieograniczony dostęp do nowozelandzkich butelek. Dla nas to również temat ciekawy, ale także – egzotyczny. Dużo Pinotów z Nowej Zelandii nie degustowaliśmy (chyba głownie Sauvignon z tego kraju gościło u nas w kieliszkach), więc teraz nadarza się okazja do nadrobienia zaległości. Jedną z przyczyn omijania tych butelek jest jednak cena. Kilkadziesiąt złotych za butelkę to standard, a wybór na rynku nie jest przesadnie duży; nie ma też gwarancji, że dobrze zainwestujemy pieniądze. Analizując rynek, skierowaliśmy się do Starwines na Łowicką w Warszawie. Ten importer, tak jak Enoteka Polska (mamy nadzieję na odrodzenie w nowym miejscu), ma znakomite ceny w stosunku do cen tych samych etykiet w kraju, z którego pochodzą. Stąd wydając nawet więcej pieniędzy, wiemy, że u innych za tę sama kwotę, dostaniemy wino o niższej cenie (co z reguły przekłada się na jakość) na ich rodzimym rynku. Za 85 PLN kupiliśmy Pinot Noir Central Otago 2011, Invivo . Aby potwierdzić, czy to rzeczywiście dobra cena – sprawdziliśmy, ile kosztuje to wino na stronie producenta. 33 NZD po kursie 2,78 wychodzi powyżej 90 PLN, a więc 85 PLN to rzeczywiście dobra oferta. Starwines ma jeszcze rocznik 2012, ale sprzedawca zdecydowanie polecił 2011, więc taki kupiliśmy. Warto zaznaczyć, że to już drugie Winne Wtorki o tej tematyce – pierwszy raz degustowaliśmy Pinoty z Nowej Zelandii w 2011 roku . To tylko nam przypomina, ile to już lat minęło… Wtedy jednak były to butelki z innych regionów niż dzisiejsze Central Otago, czyli najbardziej na południe położony obszar winiarski na świecie.
Invivio to dosyć młody projekt – powstał w 2007 roku. Firma została założona i jest kierowana do dziś przez dwóch Panów. Tim Lightbourne odpowiada z marketing, a Rob Cameron, mający za sobą doświadczenie z różnych krajów europejskich, zajmuje się winemakingiem. Z tego co można wyczytać na stronie,
starają się produkować przystępne, niezbyt trudne wina o dobrej jakości. To jak zwykle niezły slogan. Generalnie wydaje się, że na marketing w tej firmie kładzie się bardzo duży nacisk. Nawet etykiety mają swoją historię – róża wiatrów symbolizuje różne kierunki z których pochodzą ich wina. Posiadają działki w różnych regionach i dosyć pokaźną gamę win. Trochę to wygląda mało obiecująco, no ale zdegustujmy wino.
Pinot Noir Central Otago 2011, Invivo dekantowaliśmy około półtorej godziny. Do karafki przelaliśmy je lekko chłodne licząc, że się za bardzo nie ociepli do momentu degustacji, tak aby 14.5% alkoholu nie było zbyt wyczuwalne. Kolor okazał się piękny – dymno truskawkowy z jaśniejszym brzegiem. Nos przepełniony nutami dymnymi, do tego dochodzą aromaty owocowe – czarnych i czerwonych porzeczek. Ogólnie lekko ostry z kwasowymi akcentami. Niestety, pojawia się trochę nut alkoholu. Usta truskawkowe. Owoc przytłumiony ogniskowymi nutami i delikatnym akcentami wędzonego boczku. To wino jak na Pinota ma kawałek ciała! Tanina delikatna a końcówka pikantna – chili. W ustach pojawiło się jednak trochę alkoholowych klimatów – wydaje nam się jednak, że przyczyna leży w zbyt wysokiej temperaturze wina. Generalnie bardzo udany Pinot – niedelikatny, niezwiewny – raczej duży i mocny, ale dobrze zrobiony i daje dużo przyjemności. 89/100 Cena wysoka, ale tak jak wspomnieliśmy to już nie kwestia importu tylko ceny producenta, czy też ogólnie wysokich cen win nowozelandzkich.
Strasznie ciągnęło nas, żeby do tego Pinota podać tuńczyka. Po pierwsze w wielu książkach to połączenie uchodzi za klasyczne (obok drobiu i łososia), a myśmy jeszcze go nie próbowali, po drugie już dawno zbieraliśmy się, żeby coś nowego z tuńczyka przygotować. Tak więc dziś steak z tuńczyka z sosem imbirowo-sezamowym .
Na patelni prażymy przez 2-3 minuty ziarna sezamu – przesypujemy do miseczki i odkładamy na bok. Obraną marchewkę kroimy w drobną kostkę, koper włoski kroimy w cienkie plasterki, siekamy szalotkę i kroimy obrany imbir w paseczki julienne. Odkładamy na bok około łyżkę pasków imbiru. Resztę warzyw smażymy na oliwie z oliwek w rondelku, aż staną się miękkie. Dodajemy miód i białe wino. Mieszamy i czekamy aż płyn zredukuje się do mniej więcej 1 łyżki. Dodajemy bulion z kurczaka i gotujemy około 15 minut, aż warzywa oddadzą smak a sos się zredukuje. Przelewamy sos przez sitko. Wyrzucamy warzywa. Steaki smarujemy oliwą, doprawiamy solą i pieprzem, smażymy z obu stron po 1-2 minuty uważając, żeby nie przesmażyć ryby. Powinna być szara na zewnątrz i różowa, ale ciepła w środku. My lubimy bardzo różową 🙂 W tym czasie delikatnie zagotowujemy sos w rondelku, dodajemy olej sezamowy i masło, zachowany imbir oraz ziarna sezamu. Podajemy na orientalnym makaronie jajecznym polane sosem.
Do tuńczyka z sosem imbirowo-sezamowym Pinot Noir Central Otago 2011, Invivo okazał się trochę za intensywny w smaku. Przykrywa rybę i nie pozwala wydobyć się do końca niuansom smaku dania, ale jest w generalnym nurcie. Znaczy kierunek słuszny tylko potrzebny lżejszy Pinot. Ten natomiast zdecydowanie lepiej by wypadł z tłustszym i słodszym w smaku łososiem. Może jak budżet pozwoli to spróbujemy 2012 w takiej konfiguracji. Ale to jeszcze chwila 🙂
Pinoty degustowali też:
A&W