Walentynki 2015: dla Niej i dla Niego

Udostępnij ten post

Zaczęliśmy przewrotnie od trochę seksistowskiego tytułu „dla niej i dla niego” sugerującego, że kobiety jadają inne rzeczy niż mężczyźni. Co innego lubią, zwracają wagę na ilość kalorii, często niechętnie patrzą w stronę „krwistego” mięsa, wątróbki itp. Faceci za to raczej sałaty omijają szerokim łukiem, a wino ma być czerwone i „konkretne” w smaku. To tylko stereotypy, ale czasem rzeczywiście trzeba pogodzić różne gusta – tym bardziej w Walentynki. Dlatego dziś bezpiecznie – grillowane kotlety cielęce z sałatą z karmelizowanym fenkułem i grillowaną gruszką a wszystko to z dodatkiem starzonego, słodszego octu balsamicznego. Do tego otwieramy La Preare Lastone Rosso Veronese IGT 2012, Cantina Valpolicella Negrar – a więc trochę poważniejsze Veneto, które jest do kupienia za 39 PLN w Starwines . Mięso możemy wysmażyć tak, jak lubimy, a wino jest z jednej strony pełne i treściwe, a z drugiej nie poraża trudniejszymi tematami – kwasowością i taniną.

Z Cantina Negrar piliśmy już kilka win – świetną, kipiąca świeżym, soczystym owocem podstawową Valpolicellę (która była „winem tygodnia” na Fejsbukowym wydaniu Winniczka ), klasyczne w stylu, znakomite Ripasso , zupełnie w porządku, proste Bardolino , niestety bardzo słabe, wodniste Soave . Lastone to ciekawa butelka – wymyka się apelacjom. Przy produkcji wina mają jakiś udział podsuszane winogrona (tego dowiedzieliśmy się w sklepie – strona internetowa producenta w ogóle pomija to wino), a więc mamy dostać trochę więcej słodyczy i wrażenie większego ciała. Z tego powodu nie jest to ani Valpolicella ani też Ripasso – a więc „tylko” IGT Veronese. Marketingowo też Cantina Negrar się postarała, bo butelka ciężka na „wzór Amarone”, a więc też wygląd elegancki (jeśli dla kogoś ma to znaczenie ;)) W kieliszku La Preare Lastone Rosso Veronese IGT 2012, Cantina Valpolicella Negrar nie zaprezentowało się okazale. Było mętnawo-wiśniowe z jaśniejszym brzegiem. Jednak bez dramatu. Nos mocny z owocową nutą. Wiśnie ze słodszym „wykończeniem”. Usta zrównoważone pomimo dosyć niskiej kwasowości. Owocowe nuty nadrabiają ten brak. Słodycz pojawia się w gęstej końcówce. Generalnie dosyć „duże”, ale kompletnie nie ciężkawe. 87/100 Jak to się mówi w języku inglisz -„crowd-pleaser”. A więc raczej wino powinno trafić do randkowego kanonu. A czy dopasuje się do grillowanej cielęciny z sałatą – o tym za chwilę.

Kotlety z górki cielęcej marynujemy około godziny w oliwie oliwek z ziołami prowansalskimi i mielonym, czarnym pieprzem. Mogą być tak jak u nas na zdjęciach z kością (wyglądają dosyć „mocno”) albo wypreparowane steaki. W tym czasie przygotowujemy karmelizowany fenkuł (podobnie jak karmelizowane marchewki ). Bulwy kopru kroimy w cienkie piórka i podsmażamy w rondelku lub głębszej patelni na maśle. Dodajemy cukier, mieszamy chwilę i zalewamy delikatnie wrzącą wodą. Gotujemy na wolnym ogniu, aż woda odparuje i pozostanie miękki fenkuł w glazurze. Gruszkę kroimy w ćwiartki, pozbawiamy gniazd nasiennych i kroimy pod kątem w grube plastry. Smarujemy oliwą, doprawiamy solą i pieprzem. Grillujemy najpierw mięso do pożądanego poziomu wysmażenia – na krwisty wystarczy 1,5 minuty z każdej strony. Odkładamy mięso na ogrzany talerz i przykrywamy folią aluminiową. Na tej samej patelni grillujemy kawałki gruszki z obu stron. Do miski wkładamy miks sałat, dodajemy koper i gruszkę. Dolewamy dressing przygotowany z oliwy z oliwek i starzonego octu balsamicznego. Soki z mięsa też możemy dodać do sałaty. Mieszamy. Wykładamy sałatę na talerze a na nią kładziemy steaki. Możemy podać z ciabattą. Gruszki też można podać z boku – jak kto lubi. Spryskujemy jeszcze kilkoma kroplami octu balsamicznego mięso.

La Preare Lastone Rosso Veronese IGT 2012, Cantina Valpolicella Negrar wybraliśmy także z powodu zastosowania w dressing octu balsamicznego. Nuty tego słodszego bardzo często świetnie się komponują z czerwienią z Veneto. I w naszym przypadku do salaty z sosem wino wypadło jako lekko słodkie i pełne co było przez nas oczekiwane (gruszka i karmelizowany fenkuł wpasowały się świetnie). Do steaka cielęcego poszło łatwo i właściwie bez zgrzytów – no może było ciut za „duże”. Tak czy owak nie narzekaliśmy i myślimy, że takie zestawienie na walentynkową kolację powinno zadowolić wiele par 🙂

Do następnego!

A&W