Ruth Lewandowski – Kalifornia jakiej nie znacie

Udostępnij ten post

Pewnie zauważyliście, że na Enostradzie rzadko pojawiają się wina ze Stanów Zjednoczonych i wcale nie stoi za tym nasza awersja do butelek z tego kraju. To raczej skutek tego, że na polskim rynku ich wybór (zwłaszcza tych naprawdę dobrych pozycji) jest wciąż niewielki. Tym bardziej należy docenić debiut, o którym dzisiaj piszemy. Vininova wprowadziła bowiem do swojego portfolio świetnego kalifornijskiego naturalistę.

Biblijne przesłanie

Choć Evan Lewandowski nie jest jakimś kaznodzieją, to nazwa jego winiarni nawiązuje do starotestamentowej Księgi Ruth. W tym słabo znanym fragmencie Biblii, Evan znalazł myśl, która jego zdaniem idealnie opisuje naturalny cykl życia: „Death is, indeed, the engine of life.” To zdanie, opisujące wieczny krąg natury, wskazujące, że nawet śmierć (czy to człowieka, czy jakiejkolwiek innej istoty, rośliny) jest jednocześnie impulsem dla powstawania nowych form, nowych organizmów, że materia organiczna jest praktycznie wieczna, wydało mu się dobrym podsumowaniem jego pomysłu na winiarstwo. A ten jest prosty w swojej naturalności. Evan chce produkować wina bez dodatków chemicznych, fermentujące na naturalnych drożdżach, z minimalną ingerencją w proces winifikacji.

Wyboista droga

Jego droga to tego projektu była poprzedzona najpierw studiami z wychowania fizycznego i języka francuskiego w Salt Lake City, następnie kilkuletnim pobytem we Francji, a po powrocie do Utah pracą w winiarni. To wówczas poznał on Zeva Rovine’a, importera win naturalnych, który zachęcił go do wejścia w ten świat. Evan ukończył kolejny kierunek studiów, tym razem już enologicznych i zbierał doświadczenie podróżując i pracując w różnych winiarskich projektach w Argentynie, Australii, Nowej Zelandii, Włoszech i Francji. To właśnie w Alzacji pracując w Domaine Audrey et Christian Binner nauczył się (jak sam mówi) najwięcej o samym naturalnym winiarstwie. Co może nawet istotniejsze, poznał też świetnych ludzi, który stali się wręcz jego rodziną.

Swoje winnice uprawia w regionie Mendocino, choć jego marzeniem jest uprawa winorośli w rodzinnym stanie Utah – niestety wybitnie suchy klimat wymusiłby tam nawadnianiem winnic, czego Evan jest przeciwnikiem. Wydaje się jednak, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych…

Spróbowane wina

Wina do degustacji otrzymaliśmy od ich importera, Vininova.

Ruth Lewandowski Tatto White 2020 (209 zł)

Choć określane jako białe, to wino zdecydowanie macerowane, bazujące na odmianach aromatycznych friulano, riesling, sauvignon blanc i muscat. Świetnie pachnie – mamy tu cytryny, grejpfruta, odrobinę pigwy, galaretki z brzoskwiń i kwiatów. Usta obłędnie wręcz soczyste i świeżutkie. Kwasowość operuje we wcale nie najwyższych rejestrach, ale owocowość tego wina po prostu zwala z nóg. W finiszy odzywają się też całkiem solidne, delikatnie wysuszające garbniki i szczypta lotnej kwasowości, która dodatkowo podbija owoc. To radość w czystej postaci. Znakomite- (92/100). 

Ruth Lewandowski Rosé 2021 (219 zł)

Ten róż to znów wyraźne nawiązanie do Portugalii, bowiem w składzie mamy odmiany touriga nacional, sousão i tinta roriz. Pachnie wyraziście, niedojrzałymi wiśniami i porzeczkami, odrobinę kwiatowo i żurawinowo. Usta podobne w wyrazie, smakujące praktycznie jak sok porzeczkowy. Daję głowę, że w ciemno wiele osób w ogóle nie uznaliby tego za wino – co wcale nie jest czymś negatywnym. Jest lekkie, potoczyste, ale niska koncentracja trochę doskwiera w finiszu, gdzie całkiem wyraźnym garbnikom brakuje oparcia. Dobre+ (88/100).

Ruth Lewandowski Feints Red 2021 (219 zł)

Niesamowita mieszanka, bo w składzie znajdziemy fermentujące razem (i to z maceracją karboniczną) odmiany znane z Piemontu, a więc arneis, dolcetto, barberę i nebbiolo, ale też nieco montepulciano, trebbiano i gringolino. Pachnie kwaskowymi wiśniami, wiśniowymi skórkami, ale też odrobinę jabłkami, gruszkami, a nawet brzoskwiniami (udział białych odmian robi swoje). Usta z wysoką kwasowością, bardzo chrupkie, żywe, wiśniowe, lekko porzeczkowe, a nawet odrobinę żurawinowe. Taniny są bardzo żywe, lekko gorzkawe, może nawet nieco nieokrzesane. Całość jest świetnie soczysta, mega owocowa, piękna i ultra pijalna – zawartość butelki znika w oka mgnieniu. Warto schłodzić je przed otwarciem (wystarczy pół godziny w lodówce). Bardzo dobre+ (91/100). 

Ach, jak radosne, smaczne i owocowe są te wina. A przy tym wszystkie pozycje były czyściutkie, bez grama jakiegoś nieprzyjemnego smaku czy zapachu. Śmiało mogę podsumować, że wielu europejskich producentów mogłoby się od Evana uczyć. Nawet ta stosunkowo wysoka cena wydaje się bronić, biorąc pod uwagę dopracowaną zawartość butelki.