Paul Lato – American dream

Udostępnij ten post

Historia Paula Lato to wręcz podręcznikowy przykład słynnego „American dream”. W czasach komunizmu opuścił Polskę, by przez kilkuletni pobyt w Hiszpanii, trafił do Toronto, gdzie rozpoczął pracę jako sommelier. Po 12 latach pracy postanowił spróbować produkcji wina i (jak sam mówi) do końca nie wie w jaki sposób przekonał kilku winiarzy, aby odsprzedali mu nieco winogron. Posiadając skromne sześć beczek, bez większych środków finansowych i inwestora, rozpoczął kolejny etap swojej wielkiej przygody. Gdy po zabutelkowaniu swojego pierwszego rocznika, zastanawiał się jeszcze nad etykietą i nazwą, jego win miał okazję spróbować sam Robert Parker. Ponoć ten najsłynniejszy amerykański krytyk winiarski powiedział mu wtedy, żeby się pospieszył z formalnościami, bo chce być pierwszym, którym napisze o jego butelkach. Po takim starcie nie dziwi dalszy sukces Paula. Obecnie posiada on ponad 600 beczek i swoje własne winnice (choć wciąż dokupuje część gron), a jego etykiety można znaleźć w wielu czołowych restauracjach na świecie.

Paul pojawił się w Polsce na zaproszenie swojego importera, firmy Winkolekcja, a my mieliśmy przyjemność zostać zaproszeni na poprowadzoną przez niego degustację.

Choć Kalifornia, gdzie Paul wytwarza swoje wina, słynie głównie z Cabernetów Sauvignon, Chardonnay, Zinfandelów i Pinotów, to  pierwszy spróbowanym szczepem był Sauvignon Blanc. Wszystko dzięki temu, że region Santa Barbara jest stosunkowo chłodny za sprawą oddziaływania nieodległego Pacyfiku, co pozwana na optymalne dojrzewanie tej odmiany, która nie lubi ekstremalnych temperatur. Paul Lato Matinee Sauvignon Blanc 2016 (164 zł) pochodzi z młodej, 7-letniej parceli i najtańszej linii etykiet przeznaczonych głównie do restauracji. Jak przystało na Sauvignon jest niebywale aromatyczne, z nutami jabłek, gruszek, ale i grejpfruta i białego bzu. Co prawda ciała ma sporo, znacznie więcej niż większość europejskich odpowiedników, ale dzięki mocnej kwasowości, całość jest przyjemnie świeża. Soczyste, w finiszu nawet nieco cytrynowe, zupełnie nie przeładowane. Bardzo dobre+ (91/00).

Chardonnay to jedna z tych odmian, której niezwykle trudno wywołać u nas szybsze bicie serca. Zwłaszcza zaś nowo-światowe, gęste, waniliowe, ekstraktywne ekspresje omijamy szerokim łukiem. Tymczasem Paul Lato Le Souvenir Chardonnay 2015 (215 zł) okazało się wielką niespodzianką. Fermentowane we francuskich beczkach i dojrzewające w nich 16 miesięcy, na początku idzie co prawda przewidywalną drogą, ukazując przede wszystkim wanilię, tosty, masło i orzechy. Jednak, gdy wykażemy się cierpliwością w kieliszku to po kilku minutach pojawia się więcej nut owocowych: słodkie jabłka, gruszki, ananas. Na podniebieniu pełne, obłe, ale wcale nie przeładowane. Niby nie ten styl, nie nasza bajka, ale ma w sobie coś uwodzicielskiego. Bardzo dobre+ (91/100).

Ostatnią pozycją z linii Matinee okazał się przywołany już Pinot Noir. Paul Lato Matinee Pinot Noir 2014 (269 zł) powstaje z owoców z trzech różnych winnic, a grona są w całości odszypułkowywane. Zapach jest po prostu obezwładniający. W zasadzie jego poszczególne składniki można by wymieniać w nieskończoność. Mamy tu bowiem najpierw dojrzałe wiśnie, słodkie maliny i żurawinę, ale już po chwili pojawiają się nuty leśne (sucha ściółka i igliwie), a potem jeszcze roztartą w dłoniach ziemię, dym z ogniska i garbowaną skórę. Jakość owocu jest fantastyczna, wino jest żywe, świeże, kwaskowe, choć taniny są niemal niewyczuwalne. Znakomite (93/100).

Kolejny z Pinotów pochodził już z pojedynczej, dość stromej winnicy, a owoce zostały zebrane później niż u poprzednika. Wino dojrzewa oczywiście w dębowych beczkach, ale aż 70% stanowią nowe baryłki. W efekcie Paul Lato The Contender Pinot Noir 2014 (440 zł) wydaje się bardziej wyważone, elegantsze, mniej oczywiste. Ponownie jest to nieco żurawiny, ale zdecydowanie mocniejsze są elementy pieprzne, ziemiste, czy nawet żywiczne. Więcej tu tła, niż nut pierwszorzędowych. Niewątpliwie świetne, ale jednak patrząc przez pryzmat ceny, chyba nie na tyle, aby wybrać zamiast Matinee. Znakomite+ (94/100).

Nie spodziewaliśmy się, że pozycją, która nam najbardziej zasmakuje będzie Grenache. Nie jest to w ogóle szczep, który w Kalifornii cieszy się dużą popularnością. Paul lubi go ze względu na nieprzewidywalność, intensywność i mięsistość, nawet jeśli brakuje mu elegancji charakterystycznej dla Pinot Noir. Paul Lato Ora et Labora Grenache 2015 (385 zł) pachnie początkowo jak dziadkowa nalewka malinowa. Nos jest intensywny, silnie zbudowany. Owocowość jest ostra, mocna, idzie nawet w stronę aromatów kirschu. Na języku nie znajdziemy zbyt wiele kwasowości i tanin, ale hedonistyczny owoc jest niesamowicie soczysty. To kolejne po Chardonnay wino, które idzie na przekór naszych upodobań, ale przy tym jest tak fantastycznie pijalne, że trafia wprost w nasze serca. Znakomite (93/100).

Pozostając w klimatach południa Francji przeszliśmy płynnie do Paul Lato Il Padrino Syrah 2014 (469 zł). W tym przypadku mamy bowiem niewielki dodatek Viognier (5%), tak charakterystyczny dla niektórych apelacji górnego biegu Rodanu. Owoce pochodzą z pojedynczej winnicy, gdzie nasadzenia miały miejsce w latach 70-tych ubiegłego wieku. Obie odmiany fermentują razem i następnie dojrzewają w 100% nowej beczki. Tego dębu wciąż sporo w winie zostało, mamy więc cały wachlarz aromatów kakao, czekolady, tytoniu, liścia laurowego. Do tego dochodzi charakterystyczny dla Syrah śliwkowy owoc posypany pieprzem. W ustach znajdziemy również sporo tanin i potężną koncentrację. Wino „po byku”, które najlepiej smakowałoby z solidnym kawałkiem mięsa. Bardzo dobre+ (91/100).

Rozumiemy odmienną siłę nabywczą dolarów w porównaniu do naszych polskich złotych, a nawet koszty transportu win do naszego kraju. Jednak cały czas zastanawiamy się, czy spróbowane przez nas wina są warte swojej ceny? Bez wątpienia są to świetne skrojone pozycje, więc jeśli nie szkoda by nam było wydać takie pieniądze na pozycję z Włoch, Austrii, czy Niemiec, to dlaczego na swoją szansę nie zasługuje Kalifornia.