Markus Molitor i Joh. Jos. Prüm – wertykalna degustacja

Udostępnij ten post

Winny świat jest niesamowicie różnorodny. W całym życiu jesteśmy w stanie poznać zaledwie jego wycinek, małą cząstkę, by nie powiedzieć nieistotny statystycznie ułamek. Uświadomienie sobie tego faktu skłania do ruszenia na poszukiwanie miejsc nieodkrytych, niepoznanych regionów, producentów, szczepów i styli wina. Ale by te wyprawy miały jakikolwiek sens potrzebna jest też solidna kotwica. Punkt oparcia, do którego można bezpieczenie wrócić po tych mniej udanych podróżach (a przecież takie też się zdarzają). Dla nas jest nią Riesling, który niezwykle rzadko nas zawodzi. Gdy nie mamy pomysłu co otworzyć do wieczornej posiadówki, butelka Rieslinga zawsze się sprawdzi (nawet tak wydawałoby się „banalna” pozycja jak zakupiony w niemieckim Realu Winguter Wekler Ostricher 2013, który kosztował nas jakieś 12 eur, a zaskoczył przepięknymi nutami woskowo-mineralno-maślanymi). Ech, możemy wspominać dziesiątki takich butelek, które wywoływały u nas zadumę nad zawartością kieliszka.

Do brzegu jednak do brzegu… Dziś bowiem nie o Rheingau, ani nawet nie o polskich Rieslingach (które piliśmy całkiem przecież niedawno). Raz na jakiś czas trzeba sięgnąć do klasyki, a czymże byłoby niemieckie winiarstwo bez przepięknie meandrującej Mozeli, bez stromych winnic rozlokowanych na jej stokach, w końcu bez butelek, które powstają z owoców tam rosnących.

Przez długi czas synonimem tamtejszego winiarstwa były wina z zachowanym cukrem resztkowym. Po części było to spowodowane problemami z dojrzewaniem winogron w dosyć chłodnym klimacie, a jak wiadomo cukier w winie potrafi przykryć wiele wad. Na szczęście klimat się zmienia, więc winiarze nie muszą już w ten sposób pudrować swoich pozycji, a wielu z nich wręcz dogmatycznie odrzuca cukier i uznaje, że jedynie wytrawność pozwala pokazać charakter danego siedliska.

Markusa Molitora (w Polsce jego wina dostępne są w portfolio Winkolekcji) nie trzeba przedstawiać każdemu, kto miał już okazję nieco głębiej wejść w ten wspaniały mozelski świat. Tym razem spróbowaliśmy kilku jego win z kategorii Auslese Trocken, powstałych z owoców z późnego zbioru, ale wyfermentowanych na wytrawnie. Jakby tego było mało wszystkie pochodziły z jednej z najsłynniejszych parceli nad Mozelą – majestatycznego Zeltlinger Sonnenuhr.

Najmłodszym winem z tej trójki był Markus Molitor Zeltinger Sonnenuhr Riesling Auslese** 2016. Producent nie należy do stowarzyszenia VDP, więc nie może używać określeń zarezerwowanych dla jego członków, ale jest to pozycja o klasie najlepszych Grosses Gewächs. Na razie w nosie czuć przede wszystkim nuty postfermentacyjne. Jest więc sporo drożdży i zielonego ogórka, a w ustach oranżady. Owocowa słodycz nie jest jeszcze dobrze wtopiona, a kwasowość nieco odstaje, ale wino ma strukturę i potencjał na dekady. Bardzo dobre-. Następnie przyszła kolej na wino 9-letnie, a więc Markus Molitor Zeltinger Sonnenuhr Riesling Auslese** 2008, które pokazało dlaczego na te wina nie tylko można, ale wręcz trzeba poczekać. Mamy tu pszczeli wosk, miód lipowy, roztopione na patelni masło, ale i imponującą kwasowość oraz potężne pokłady skalistej mineralności. Do tego zero zmęczenia i wręcz młodzieńczą werwę. Wino ma spory ciężar, ale zupełnie nie przytłacza. Znakomite-. Markus Molitor Zeltinger Sonnenuhr Riesling Auslese** 2003 pochodzi z wyjątkowo gorącego rocznika, gdzie temperatury latem przekraczały 40 stopni. Stąd nic dziwnego, że owocowość była najbardziej intensywna, najsłodsza z całej trójki. Jest kremowe, ale i dymne, wszystko jest w nim skupione w całość, ale kwasowość jednak nie jest tak klasowa jak w przypadku poprzednika. Bardziej do wypicia, niż odłożenia. Bardzo dobre+.

Wehlener Sonnenuhr to winnica leżące na tym samym wzgórzu co Zeltlinger Sonnenuhr, ale już w sąsiedniej gminie Wehlen. Podczas naszej czerwcowej wyprawy nad Mozelę mieliśmy okazję odwiedzić Weingut Kerpen, który zaprezentował nam wiele wspaniałych win pochodzących z tego siedliska. Gdy jednak do kieliszków nalewane są wina od jednej z legend Mozeli – Weingut Joh. Jos Prüm to czapki z głów, producenta, który wytwarza niemal wyłącznie wina z cukrem resztkowym i jest zdecydowanym przeciwnikiem wytrawnych Rieslingów.

Zaczęliśmy od Joh. Jos. Prüm Wehlener Sonnenuhr Riesling Auslese 2007. W przeciwieństwie do win Molitora, te pozycje są już zrobione typowo na słodko. Czuć w nim brzoskwinie, morele, wosk i miód. Do tego dalej ładna kwasowość i imponująca, gęsta, oleista struktura. Znakomite-. A dalej było jeszcze lepiej. Joh. Jos. Prüm Wehlener Sonnenuhr Riesling Auslese 2004 jest bardziej dymny, ale i mniej słodkawy. Kwasowość jest jeszcze silniejsza, a słodycz (78 gram cukru resztkowego) zupełnie nie męczy. Dużo w nim rześkości, życia, jabłkowej szarlotki. Zalotnie bawi się z nami, oczarowuje, nie pozwala o sobie zapomnieć. Arcydzieło. Jedynie minimalnie słabszy jest Joh. Jos. Prüm Wehlener Sonnenuhr Riesling Auslese 2003. Ten gorący rocznik ponownie sprawił, że wydaje się znacznie słodsze i likierowe, a kwasowość jest mniej zaznaczona. Czujemy konfiturę z moreli, ale dalej żywotność i radość jaka emanuje z tej butelki jest najwyższej klasy. Arcydzieło-.

Nie jest ważne którą drogę poznawania Mozeli wybierzecie, czy pójdziecie w kierunku wytrawności, czy też słodyczy, zawsze spotkacie się z innymi wędrowcami w jednym miejscu – na przedsionku winiarskiego nieba, tam gdzie jeden krok dzieli Was od utonięcia w hedonistycznej błogości już na wieki.

P.S. Powyższych win (poza wspomnianą pozycją z Rheingau) próbowaliśmy przy okazji degustacji zorganizowanej przez Niemiecki Instytut Wina podczas Grand Prix Magazynu Wino.