Jeden z naszych ulubionych warszawskich importerów, firma Winkolekcja, świętuje swoje 10-lecie. Przypadł nam zaszczyt wzięcia udziału w degustacji zorganizowanej specjalnie z okazji tego jubileuszu pod tytułem „Gwiazdy wśród gwiazd”. Winkolekcja sięgnęła nie tylko do własnych zasobów, ale poprosiła współpracujących producentów o przesłanie starszych roczników swoich win. Dzięki temu mieliśmy okazję spróbować takich rarytasów jak 15-letni Szampan, 12-letnia Kalifornia, czy 35-letnie (!) wino z Libanu. Degustacja takich butelek jest możliwa zapewne raz w życiu i nie oszukujmy się, 90% tych win nie jest już dostępnych w normalnej sprzedaży. Tym niemniej grzechem jest o nich nie napisać, a dodatkowo chcemy Wam pokazać jaki potencjał drzemie w tych świetnych pozycjach.
Sama Winkolekcja jest przykładem tego jak przemyślana strategia i stabilne zaplecze finansowe pozwalają osiągnąć sukces na winnym rynku. Dobrze obrazuje to kilka cyfr. W 2008 roku jej katalog zawierał 47 win od 9 producentów. Dziś importuje ona 700 etykiet od 90 winiarzy.
W 2009 roku roczna sprzedaż sięgnęła 17 tysięcy butelek (co i tak jest liczbą imponującą), a w 2016 było to już kilkaset tysięcy butelek. W portfolio Winkolekcji znajdują się wina od takich międzynarodowych gwiazd jak Molitor, Gaja, Ridge, Felsina, Castello del Terrichio, Vega Sicilia, Bollinger, Viña Tondonia, Pingus, Château Musar czy Klein Constantia.
Siłą tego importera są też osoby, które niejako „firmują” markę na czele z jednym z największych znawców wina w Polsce, miłośnikiem butelek z Francji i osobą, którą uwielbiamy słuchać – Sławkiem Chrzczonowiczem. Dzieli się on swoją wiedzą, doświadczeniem i opowieściami na cyklicznych, comiesięcznych degustacjach, które należą do najbardziej wartościowych w jakich mamy przyjemność uczestniczyć.
Degustacja rozpoczęła się z przytupem, bo od butelki, która swojego czasu została uznana przez Jancis Robinson (chyba naszego ulubionego winiarskiego krytyka) za najlepszy szampan z rocznika 2002.
Styl producenta Champagne Bollinger R.D. 2002 (którego wina kojarzone są z serią filmów o Bondzie) charakteryzuje się fermentacją win bazowych w dębie oraz stosunkowo dużym procentowym udziałem Pinot Noir. Symbol R.D. oznacza, że ten szampan długo dojrzewa na osadzie (nawet do 10 lat). W składzie znajdziemy 60% Pinot Noir i 40% Chardonnay, z czego 70% pochodzi z parceli Grand Cru, a pozostała część z Premier Cru. W zapachu czuć oczywiście nuty drożdżowe i chlebową skórkę, ale w tle ładnie rozwijają się również akcenty spadów jabłkowych. Bardzo przyjemnie kwaskowe z dużą czystością, soczystością i życiem. Pojawia się nieco dymu i słonawy posmak w finiszu. Znakomita struktura, wino w kwiecie swojego wieku. Znakomite-.
Aimé Guibert, założyciel Mas de Daums Gassac to osoba, której Langwedocja w dużej mierze zawdzięcza renesans jakościowy. Niestety odszedł on w 2016 roku, ale mieliśmy okazję spróbować wina, które wyszło spod jego ręki.
Już sam kupaż użyty w Mas de Daums Gassac 2008 jest bardzo ciekawy, mamy bowiem 70% Caberneta Sauvignon, a więc odmianę rzadko spotykaną na południu Francji uzupełnioną o Merlota, Caberneta Franc, Pinot Noir, Tannata, Malbeca, Syrah i jeszcze kilka dodatkowych odmian, których producent nawet nie wymienia. Znajdziemy tu czarną porzeczkę, ale i nuty ziemiste i skórzane. Na podniebieniu lekkie i świeże, choć zwieńczone wciąż wyczuwalnymi taninami. Owoc jest bardzo czysty, a całość przyjemnie soczysta i nienachalna. Bardzo dobre+.
Firma Dourthe to jeden z największych negocjantów z Bordeaux, a więc firm będących pośrednikami pomiędzy winnicami, a docelowymi konsumentami, czy sklepami kupującymi ich wina. Niektórzy z nich zainwestowali również w same posiadłości, stając się właścicielami poszczególnych bordoskich zamków.
Essence de Dourthe Bordeaux 2005 to unikatowy projekt, bowiem winogrona pochodzą z najlepszych parceli z kilku różnych winiarni – Château Belgrave, Château Le Boscq, Château La Garde, Château Grand Barrail Lamarzelle Figeac. Co ciekawe reprezentują one różne apelacje z Lewego i Prawego brzegu Bordeaux. Mamy tu więc zaprzeczenie butelek odwzorowujących terroir, a wino pochodzi przecież z Francji, a więc kolebki takiego podejścia do produkowania wina. Na pierwszym planie czujemy nieco konfiturową owocowość spod znaku dojrzałych wiśni i wędzonych śliwek. W ustach dość miękkie, eleganckie, z nutami dymnymi i wędzarniczymi. Taniny są znakomitej jakości, układają się na języku w równiutkie niczym napoleońska piechota szeregi. Wino jest dla nas nieco zbyt techniczne, komercyjne, ale też bądźmy szczerzy – nie brak mu po prostu klasy. Bardzo dobre+.
Zwykle sceptycznie podchodzimy do ocen win wydanych przez nawet znanych winiarskich krytyków. Jednak próbowanie 100-punktowych win zawsze wywołuje nieco szybsze bicie serca. To właśnie na tyle ocenił James Suckling kolejną pozycję, która tym razem pochodziła z Chile.
Casa Lapostolle Clos Apalta 2014 to kupaż Carmenere (48%), Caberneta Sauvignon (31%) i Merlota (21%), przy czym te pierwsze pochodzą ze starych krzewów sprzed inwazji filoksery. Winnica jest prowadzona biodynamicznie, wino fermentuje w dużych 7500-litrowych beczkach, a następnie przez 26 miesięcy dojrzewa w nowych baryłkach. Dominuje intensywny aromat czarnych porzeczek i wiśni. Koncentracja jest bardzo poważna, ale w finiszu pojawia się sporo mocnych, choć nieco gorzkich tanin. Naprawdę podeszliśmy do tego wina bez uprzedzeń, ale smakowało nam najmniej ze wszystkich degustowanych pozycji. Bardzo dobre-.
Długo moglibyśmy opowiadać o tym jak kochamy wina Fèlsiny – to bez dwóch zdań nasz ulubiony producent z Chianti Classico. Mamy jednak rozdźwięk jeśli chodzi o nasze preferencje jeśli chodzi o ich topowe Sangiovese.
Robert skłania się ku Rancii, ale Marta zdecydowanie preferuje Fontalloro.
To właśnie jedno z wcieleń tej drugiej etykiety mogliśmy spróbować tym razem. Fattoria Fèlsina Fontalloro 2006 powstaje co roku z gron Sangiovese leżących na granicy Chianti Classico oraz Chianti Colli Senesi, stąd butelkowane jest pod regionalną apelacją IGT Toscana. Wino dojrzewa przez 22 miesięcy w nowych beczkach. W tej już 11-letniej butelce znajdziecie sporo nut skórzanych, wędzonych i żywicy. Na drugim planie mamy również akcenty opadłych z drzew jesienny liści, ale i nieco utlenienia. Jak przystało na użytą odmianę nie jest nadmiernie skoncentrowane, ale imponuje wciąż świeżą kwasowością oraz eleganckimi taninami. Pięknie ewoluowane, ale mające jeszcze kilka lat przed sobą. Znakomite.
Pozostając w toskańskich klimatach udaliśmy się na wybrzeże na spotkanie z jednym z najlepszych Supertoskanów.
Castello del Terriccio Lupicaia 2004 to typowo bordoska mieszanka Caberneta Sauvignon (85%), Merlot (10%) oraz Petit Verdot. Trudno uwierzyć, że wino ma już 13 lat, gdyż owocość jest niezwykle świeże, a takiej kwasowości nie powstydziła się butelka trzy razy młodsza. Mamy tu więc kwaskowe wiśnie oraz czerwone porzeczki, ale i roztartą w dłoniach czarną ziemię. Taniny są już bardzo ładnie wtopione w strukturę wina, eleganckie i drobnoziarniste. Przepiękna pozycja, dające dobre pojęcie o tym, o co naprawdę chodzi w tych okrzyczanych Supertoskanach. Znakomite+.
Rioja to jeden z tych regionów (jak choćby wspomniane Chianti Classico, czy Barolo), gdzie trwa stylistyczny spór pomiędzy producentami tradycyjnymi, a tymi bardziej nowoczesnymi. Uogólniając chodzi o to, czy powinno się produkować wina mocniej skoncentrowane, bardziej beczkowe, szybciej gotowe do picia, czy raczej kwaskowe, taniczne i wymagające czasu na ułożenie.
My zwykle opowiadamy się za tym drugim podejściem, dlatego bardzo doceniamy takie wina jak butelka od ultratradycjonalisty – R. López de Heredia Viña Tondonia Reserca 2001. Swoje „nowe” roczniki wypuszcza on najczęściej dopiero kilkanaście lat po zbiorach. Mamy tu 75% Tempranillo, 15% Garnachy i 10% Graciano. Owocość jak świeża, pod dyktando delikatnie wędzonych śliwek i dojrzałych wiśni. Do tego znajdziemy akcenty skórzane, dym z jesiennego ogniska i odrobinę węgla drzewnego. Wino jest bardzo poukładane, wszystko jest w nim na swoim miejscu, wydaje się, że czas się go nie ima i jest praktycznie na początku swojej drogi. Znakomite+.
O Kalifornii w ostatnich tygodniach było głośno głównie za sprawą pożarów, które dotknęły również niektóre miejscowe winnice. Na szczęście region Santa Cruz Mountains został oszczędzony przez naturę. Jest on zlokalizowany dość blisko morza (około 12 kilometrów w linii prostej) oraz wysoko (750 metrów), więc winorośle mogą korzystać z różnicy temperatur pomiędzy dniem i nocą oraz chłodnej bryzy.
W butelce Ridge Monte Bello 2005 znajdziemy mieszankę Caberneta Sauvignon (70%), Merlota (22%), Petit Verdot (6%) i Caberneta Franc (2%). Całość dojrzewała przez 17 miesięcy w nowych beczkach, w większości amerykańskich. Wino jest absolutnie obezwładniające, z nutami mlecznej czekolady, czarnych porzeczek i dojrzałych wiśni. Na podniebieniu z idealną, trafioną w punkt koncentracją, ale również świetną kwasowością. Mamy tu wino 12-letnie, ale co ciekawe wydaje się być wciąż za młode. Owocowość jest przepiękna, wino ma wspaniałą równowagę i balans. To chyba pierwsze wino z Kalifornii, które które zrobiło na nas tak wielkie wrażenie. Arcydzieło.
Czasem dla winiarza produkcja wina jest niemal heroiczną walką. Tak było (niestety celowo używamy tego słowa, bowiem odszedł on od nas w 2014 roku) w przypadku Serge Hochara, który wytarzał swoje Château Musar w dolinie Bekaa w Libanie, na przekór wybuchającym co chwilę w regionie konfliktom. Styl jego win jest na wskroś naturalny, fermentował on na rdzennych drożdżach w otwartych kadziach, nie wstydził się lotnej kwasowości, którą często można spotkać w jego butelkach. Obok Caberneta Sauvignon, używał on typowych dla południa Francji odmian Cinsault i Carignan, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu były traktowane po macoszemu nawet w swojej ojczyźnie.
Rzadko mamy okazję próbować win starszych od nas (i pewnie będzie z tym coraz trudniej, w miarę jak będą nam lecieć kolejne lata). Château Musar 1982 pokazał nam, że dla naprawdę wielkich butelek wiek nie ma znaczenia. Co prawda w zapachu czuć spore utlenienie, ale za to w ustach jest dalej bardzo świeże i kwaskowe. Mamy więc nuty skórzane, jesienne liście i nieco wiśni. Nie jest to młodzieniaszek, ale też w żadnym wypadku nie można też powiedzieć, że wino umarło. Chcielibyśmy kiedyś tak się zestarzeć. Znakomite+.
Degustujemy zbyt mało klasowych Amarone. Po części jest to spowodowane faktem, że wiele butelek z Veneto jest produkowanych w stylu mocno alkoholowym i ze sporym cukrem resztkowym. Wypicie kieliszka takiego mocarnego wina sprawia, że nie ma się ochoty na kolejne. Guerrieri Rizzardi to winnica powstała w 1913 w wyniku mariażu tych dwóch księżęcych rodów. Na 100-lecie powstania (choć z 3-letnim poślizgiem, w oczekiwaniu na wybitny rocznik), ze swojej pojedynczej parceli Calcarole wyprodukowali oni 2500-litrową beczkę wina, które dojrzewało o rok dłużej niż zwykle.
Guerrieri Rizzardi Amarone Centenary Edition 2006 to ciekawa mieszanka, w której typowe dla regionu odmiany Corvina i Rondinella są uzupełnione o 10% Barbery. Wino ma 16,5% alkoholu i rzeczywiście ta moc jest w nim wyczuwalna, choć trzeba przyznać, że wino nie wydaje się przyciężkie. Czujemy w nim słodkie maliny z dodatkiem nut ziemistych, przyprawowych, wędzonych i dymnych. Jest soczyste, z wyczuwalnymi taninami i gorzkawym, migdałowym finiszem. Klasyczne w stylu, choć znów mamy wątpliwości, czy dalibyśmy radę spróbować więcej niż jeden kieliszek. Znakomite+.
Nasza fascynacja winem trwa od powiedzmy 5 lat, a ceny starszych roczników wybitnych etykiet osiągają wręcz astronomiczne poziomy. Stąd nie mamy zbyt wielu okazji, aby próbować już dojrzałych pozycji. Takie degustacje to dla nas szansa, aby zobaczyć jaki potencjał drzemie w najlepszych butelkach i tym większa motywacja, aby jednak wstrzymać się z otwieraniem niektórych z posiadanych win.