Burger z łososia plus dwa Rieslingi Smaragdy z Wachau

Udostępnij ten post

Do napisania tego odcinka przygotowywałem się od dłuższego czasu. Droga może nie była wyboista, ale wymagała sprawnego pokonania kilku ostrzejszych zakrętów. Dlaczego? Bo trzeba było „naszkicować”, dopracować a potem przetestować razem z moją najbardziej szczerą i srogą młodocianą recenzentką nowe danie –  burgery z łososia! Ile można jeść wołowinę… jest pyszna, ale ostatnio staram się ograniczać mięso. Wydatki energetyczne z uwagi na brak spacerów, siłowni, basenu są dużo mniejsze więc i zapotrzebowanie kaloryczne trzeba dostosować! Dzisiejszy burger będzie w lekko orientalnym stylu a do niego sparuję dwa „Smaragd’owe” Rieslingi z Wachau. Oba z 2015 rocznika!

Zacznijmy więc od Burgera. Po pierwsze dobrze jest zaopatrzyć się w zwartą bułkę burgerową, o może trochę większej średnicy. Kotlet powinien być skutecznie „zamknięty” w pieczywie aby nam nie uciekał przez palce podczas jedzenia. Łosoś musi być najlepszej jakości w klasie sashimi, gdyż jeśli lubicie niedosmażony (a ja tak robię) to niezbędny jest towar z najwyższej półki. Potrzebujemy około 170-200 g. ryby na osobę. Filet pozbawiamy skóry i ości a następnie kroimy w bardzo małą kostkę i wkładamy do miski. Na oleju sezamowym smażymy boczniaki na złoty kolor. Doprawiamy solą i pieprzem. Odstawiamy do stygnięcia. Kroimy w kostkę i dokładamy do ryby. Siekamy kolendrę i dymkę i też dodajemy do miski. Ścieramy na tarce albo przeciskamy przez praskę mały kawałek obranego korzenia imbiru. Mieszamy wszystko i sprawdzamy smak. Jeśli potrzeba dodajemy jeszcze soli i pieprzu. Formujemy burgery. Najlepiej użyć praski aby jak najbardziej ścisnąć rybę. Podczas smażenia połączy się łatwiej w całość i nie rozpadnie. Przygotowujemy sosy. Pierwszy –  Na 2 części ciemnego sosu sojowego dodajemy po jednej części oleju sezamowego i wody. Doprawiamy szczyptą (+) cukru pudru. Mieszamy. Drugi – mieszamy majonez z sokiem z limonki. Powinien mieć wyrazisty odświeżający smak ale nie być kwaśny.  Następnie obieramy dojrzałe awokado i kroimy w plasterki.  Rozgrzewamy olej roślinny na patelni i smażymy burgery z obu stron na złoty kolor. Robimy to dosyć krótko. Cel jest taki – burger ma być rumiany, i połączony, ale z drugiej strony, nie przeciągnięty i jeszcze lekko surowy w środku. Zdejmujemy delikatnie kotlety z patelni na deskę. Na tej samej patelni smażymy chwilę od wewnętrznej stronny, przekrojone na pół bułki burgerowe – aby były złociste i sos nie rozmoczył pieczywa. Spód bułki smarujemy delikatnie majonezem i układamy na nim rukolę. Następnie skrapiamy sosem sojowo-sezamowym i układamy plasterki awokado. A na nim łososiowy kotlet. Potem wystarczy już tylko posmarować drugą część bułki majonezem i burger gotowy!   

Do orientalnych dań lubię otworzyć Rieslinga. Jeśli jest pikantnie to sprawdzi się coś z lekkim cukrem resztkowym. Zawsze lekkie kwaskowo-słodkawe Kabinety z Mozeli czy Palatynatu dadzą radę. W naszym daniu jednak nie ma ostrości papryczki, jest za to tłustość łososia, majonezu, słoność sosu sojowego, grzybowa nuta smażonych na oleju sezamowym grzybów a do tego świeżość kolendry i dymki. Wolę więc coś dojrzałego, poważnego z większym kwasem i jednak kompleksowością która ogranie naszą kanapkę. Kieruję się w stronę Wachau!

Wachau znajduje się nad Dunajem pomiędzy miastami Melk i Krems (to ostatnie daję nazwę sąsiadującemu regionowi Kremstal). Winnice położone są głównie na lewym brzegu (północnym) rzeki, skierowane na południe. Są strome niczym te nad Mozelą a wznoszą się aż do 500 m n.p.m.. Każda działka położona jest na różnej wysokości i ma rożną ekspozycję dlatego mocno różnią się mikroklimatami. Generalnie trzeba się mocno orientować w topografii i mieć dobrą pamięć do nazw żeby ogarnąć skąd jest dane wino. Jeśli chodzi o odmiany to właściwie należy wymienić tylko dwie – Gruner Veltliner i Riesling. Gruner uprawiany jest na niższych lessowych działkach, gdyż jest mniej odporny na suszę i musi rosnąć na glebach utrzymujących dłużej wodę. Riesling jest wytrzymalszy i zajmuje zwykle wyżej położone skaliste parcele. W sumie winnice Wachau to około 3% austriackiego areału winorośli. Produkcja jednak jest niższa niż 3% z uwagi na większą koncentrację i  niską wydajność. Wachau jako piętnasty region w Austrii otrzymało status DAC w kwietniu 2020 roku, jednak stowarzyszenie producentów Vinea Wachau już w 1983 roku zaczęło kategoryzować wina oraz wyznaczać zasady. Główną osią podziału jest (i zasady te zostały utrzymane pod DAC) koncentracja (wysokość alkoholu) a także reguła że wina musza być wytrawne. Mamy więc kategorię „Steinfeder”. Maksymalnie 11,5% alkoholu  – lekkie wina, w całości produkowane na rynek wewnętrzny. „Federspiel” – najpopularniejsza kategoria, w której znajdują się już bardziej złożone wina o poziomie alkoholu 11,5-12,5%. No i ostatnią jest „Smaragd” – czyli najbardziej skoncentrowane wina z późniejszego zbioru a alkoholu co najmniej 12,5%. Te właśnie wyciągnąłem z lodówki na degustację.

Smaragd Riesling Weissenkirchen Wachau 2015, Domane Wachau – tu mamy wino od największego producenta regionu – spółdzielni zrzeszającej 200 członków i zajmującej około 1/3 areału Wachau. Nie sugerujcie się tym że to kooperatywa. Przedsiębiorstwo zarządzane przez Romana Horvath’a (pierwszego austriackiego MW) jest absolutnie topową winiarnią i przetwarza grona z najlepszych działek.  W przypadku tego Rieslinga są to owoce z parcel położonych wokół Weissenkirchen (z kultowym Achleiten włącznie).  Wino ma piękny kolor – cytrynowy, błyszczący, bardzo przezroczysty! Jeśli chodzi o zapach to od razu atakują nuty mineralno-dymne z dodatkiem wapienia. Do tego dochodzi jeszcze obecny owoc – morela i brzoskwinia plus delikatne nuty zielnika.  Usta oczywiście naznaczone wysoką kwasowością. Z początku pojawiają się nuty oleju, trochę towotu, szpagatu a następnie daje o sobie znać owoc – morela, dojrzałe brzoskwinie i cytryny. Są też aromaty grafitowe. Bardzo dobry balans – kwas/owoc/mineralność. Długa, gęściejsza wytrawna końcówka. Bardzo „powerful”. Świetny riesling dziś i za 3 lata. 91/100 Bywa w dobrewina.pl w cenie ok. 160 PLN

Smaragd Riesling Loibner Wachau 2015, Weingut Knoll – producentem wina jest Emmerich Knoll. Ikoniczny winiarz, który ze swoich 16 ha położonych w Loiben (wschodnia część Wachau, o łagodniejszym klimacie niż Weissenkirchen), produkuje absolutne perełki. Czasem dopuszcza konwersję malolaktyczną, czasem wina dojrzewają na osadzie czy też w neutralnym dębie. Są eleganckie i długowieczne. Degustowany Riesling ma klasyczny cytrynowy kolor o średniej intensywności. Super błyszczący. W nosie z początku pojawiają się dymne nuty a potem już pełno brzoskwiń, nektarynek i moreli. Trochę mineralnych aromatów prochu strzelniczego i delikatny cytrus – cytryna plus nuta pomarańczy. W ustach wysoka kwasowość i wyczuwalny jakiś jednak super delikatny cukier resztkowy. Jest okrągły dojrzały owoc – morele, brzoskwinie i dojrzałe jabłka. Średnie ciało, ale świetna struktura. Długi, morelowy, świeży finisz. Poważny, ale super żywy Riesling. Elegancki i zrównoważony. Brawo! Również długie życie przed nim. 93/100 Widziałem tę etykietę w Austrovin za 180 PLN.

A jak się udało do burgera z łososia? Smaragd z Wiessenkirchen od Domane Wachau jakby troszkę zbyt liniowe w połączeniu z intensywnymi smakami ryby. Natomiast Loibner od Knoll’a rewelacyjnie – orzeźwiająco, kwaskowo, ale trzymająco w ryzach tłustą rybę i równoważąco bogactwo smaków burgera. Myślę że niedługo czas na kolejną wycieczkę do Austrii, aby uzupełnić zapasy. Ale to już po „wirusie”…

Do następnego!

W