Summa 2018. Alto Adige.

Będę monotematyczna, ale uwielbiam Alto Adige. Zawsze mam niedosyt, że za krótko, że za szybko, że wszystko jakby skondensowane, jeszcze niedopite… Nie wiem czy ta fascynacja, będzie miała kiedyś swój kres, jednak nie chciałabym aby magia tego regionu wiązała się wyłącznie z moim nienasyceniem. Każda okazja by tam wracać, zahaczać wracając z innej wycieczki, albo zwyczajnie się zatrzymać jest dla mnie prezentem. Alto Adige poznałam już podczas mojego emigracyjnego życia w Grecji, jako że zawsze stało na trasie mojego przyjazdu do Polski samochodem, to z czasem zaczęłam tam precyzyjnie planować przystanki i poznawać fragmentami poszczególne okolice.
Dlaczego tak lubię to miejsce? Najwspanialsze w tym regionie jest to, że łączy w sobie germańską precyzję z włoskim luzem i poczuciem humoru. Po przekroczeniu granicy, nikt już nie przestrzega 90km/h, ale nadal kierowcy są cierpliwi i uśmiechnięci. W restauracjach zamawiam po niemiecku, kelner zabierając menu dziękuje po włosku, a wszystko okraszone jest naturalnością, uśmiechem i uprzejmością. Germańskość przejawia się tu w architekturze, widać ją w porządku i spokoju. Włoskości nie brakuje na twarzach, w ciepłej atmosferze, dobrej włoskiej kawie, no i w pizzy…
Jednak to co jest wspólne i najważniejsze to ukształtowanie terenu i widoki, które przy soczystej zieleni, błękitnym nasyceniu nieba i górskiej bryzie zapierają dech w piersiach. Jeśli kiedyś miałabym możliwość wyboru miejsca zamieszkania, to brałabym pod uwagę północną Austrię albo właśnie Alto Adige. Już na koniec tej mojej laurki, wyobraźcie sobie tylko spokojną, niebieską powierzchnię jeziora, żaglówki, górskie potoki i wodospady. Zielone lasy, postrzępione górskie szczyty, alpejskie łąki z kwiatami, motyle, ptaki, doliny porośnięte sadami jabłoni. Tak zapatrzeni, w końcu traficie na całe zbocza wysadzone winoroślami, a wśród nich wille, alpejskie domki, małe pałace będące winnicami.
Mam nadzieję, że teraz dacie się zaprosić na relację z naszego udziału w Summie 2018, na którą zostaliśmy zaproszeni właśnie do Alto Adige przez samego Clemensa Alois Lagedera.
Mamy koniec maja, ale wrażenia i wspomnienia pozostają wciąż żywe. Już powtarzaliśmy nie raz, że dawno nie udało nam się wziąć udział w tak dobrze zorganizowanej imprezie. Niemiecka precyzja dała się tu poznać, a włoska energia udzielała się nawet niemieckim i austriackim winiarzom. Impreza sprowadzała się do zamknięcia całego centrum Margreid, a jej eventy, w tym: degustacje otwarte, spotkania z winiarzami, degustacje komentowane, wycieczki po winnicach oraz wszystkie imprezy towarzyszące odbywały się na obszarze kilku posiadłości rodziny Aloisa Lagedera. Tutaj muszę zaznaczyć, że dla uczestników otworzono piękne wnętrza, łącznie z dostępem do zachwycającej architektury i możliwością obcowania ze sztuką, pod wieloraką postacią. Sama doświadczyłam tego siedząc w prawie 100-letnim fotelu z kieliszkiem dobrego wina, obok XIX wiecznego pieca kaflowego i teraz wiem co miał na myśli Aois Lageder mówiąc:
“The works of art primarily serve us, my family, to help us rise above our everyday experiences and further refine our taste”.
Nie było czasu na nudę, trudno było też znaleźć chwilę na odpoczynek. Taktycznie podzieliliśmy się z Robertem na degustacje i wycieczki, by móc być częścią wielu atrakcji i wynieść z tej imprezy jak najwięcej doświadczeń, poznać interesujących ludzi, przywitać się z przyjaciółmi z Włoch, Austrii, Niemiec, Australii a nawet Kazachstanu. Co najważniejsze, spędziliśmy najwięcej czasu degustując wiele wspaniałych, czasem ciekawych, innym razem zaskakujących win. Na imprezę zaproszono około 80 winiarzy, większość z nich korzystając z okazji, że był to ostatni weekend przed Vinitaly pojawiło się osobiście. Stąd nadarzyła się wspaniała okazja by zapytać o wiele rzeczy od kuchni, a także przywitać się z tymi, których mieliśmy już okazję odwiedzić.
Do tego podczas imprezy mogliśmy skorzystać ze wspaniałej kuchni kilku zaproszonych restauracji. Wybierając sobie dania z tzw. „hot desku” mieliśmy okazję parowania do nich dowolnie wybranych przez siebie win. Wspaniale było zasiąść do stołu z Clemensem Buschem, Arminem Tementem, czy Michaelem Moosbruggerem i na luzie porozmawiać o zorganizowanej Summie 2018. Musimy tu zaznaczyć, że z Clemensem spędziliśmy chyba najwięcej czasu i ale dzięki temu wiele się nauczyliśmy.
Gdybym w tym wpisie chciała opowiedzieć o wszystkich spróbowanych przez nas winach (wbrew pozorom nie tylko Robert, ja sama również mam swój skromny notatnik), zwyczajnie zabrakłoby miejsca, a i zastanawiam się ilu z Was wytrzymałoby tekst powyżej piętnastki/dwudziestki win? Dlatego pałeczkę przekazuję Robertowi, który zresztą opublikował już dwa posty dotyczące spróbowanych butelek, a w planach ma kolejne…
Ja od siebie załączam krótkie notki trzech win, które szczególnie zapadały mi w pamięci.
Summo trwaj! To był wspaniały czas, zostawiam Was już z galerią kilku fotograficznych ujęć…
Clemens again, please accept our most sincere thanks!
Nasze posty o Summa2018: