Korsyka – miejscówki, restauracje, plaże w Pianie i Bonifacio

Nie zliczę ile razy mieliśmy już jechać na Sardynię, ale z drugiej strony zastanawiam się czy my w ogóle tam kiedyś trafimy. Od lat, około stycznia siadamy do planowania wakacji, otwieramy mapę, rozrysowujemy trasy, potem porównujemy obie wersje (bo każde z nas ma inną wizję). Zawsze jednak w tym schemacie, na jakimś etapie pada hasło: Sardynia. Machamy wtedy porozumiewawczo głowami, jakbyśmy wpadli na genialny pomysł, mruczymy coś pod nosem, zerkamy na mapę i terminy, a potem przez parę tygodni wpadamy w okres zawieszenia.
Jak wiecie, jesteśmy typem aktywnego turysty, kwestię pakowania się i zmiany miejscówki (nawet codziennie) mamy dopracowaną w detalach i bardzo to lubimy. Tymczasem Sardynia cieszy się latem dość dużą popularnością, dlatego kiedy szukamy miejscówek tylko na kilka dni, to okazuje się, że nie ma w czym wybierać. Takim o to szlakiem trafiliśmy na Korsykę. Pierwszy raz w 2018 roku, drugi w 2022 r.
Spis treści:
- Magiczna zielona wyspa
- Hotel z nieziemskim widokiem
- Gdzie zjeść w Pianie
- Ajaccio – gorąco, tłocznie i turystycznie
- Bonifacio – warto odwiedzić
- Gdzie i co jedliśmy w Bonifacio
Magiczna zielona wyspa
Korsyka okazała się po prostu magiczna. Objechaliśmy ją dosłownie wokół, nasyciliśmy wszystkie niezaspokojone zmysły. Zastaliśmy tam widoki zapierające dech w piersiach: lazurową scenerię, zielone zbocza, wiele pieszych szlaków, kręte drogi – zakorkowane przez kozy i owce. Do tego zabudowania na zboczach, z widocznym ekonomicznym zaniedbaniem, miasteczka z pozorną stagnacją, szczyptą luzu ale i ogromną dumą.
Co rusz się czymś zachwycaliśmy albo byliśmy zaskakiwani. Wplatając w to piękne korsykańskie widoki, dobre wino, jedzenie, zmierzyliśmy się też osobiście z wieloma stereotypami na temat Korsykanów, a jako że jesteśmy nieco rozpieszczeni przez włoską gościnność, potrzebowaliśmy czasu, by zrozumieć drogę komunikacji z Francuzami.
Korsykę pokochaliśmy, dlatego na nią wróciliśmy. Postanowiłam zebrać kilka pomocnych wskazówek z miejsc, które podobały nam się najbardziej. Zapraszam Was to pierwszej części przewodnika po
Hotel z nieziemskim widokiem
Zatrzymaliśmy się m.in. w hotelu z przepiękną lokalizacją. Cappo Rosso to może nie najtańsza miejscówka, ale widok wart był tego poświęcenia. Spędziliśmy tam kilka naprawdę fajnych dni. Kolacje na balkonie z widokiem na Calanques de Piana (po których można też wybrać się na wycieczkę trekingową) zostawiły w nas piękne wspomnienia. W Pianie jest supermarket i sklep z regionalnymi serami, wędlinami, oliwkami, pieczywem – dlatego zorganizowanie romantycznej kolacji to „bułka z masłem”. I mimo że osy nie dawały spokoju podczas śniadania w restauracji, a obsługa nie należała do najbardziej zatroskanej o gości, to i tak nie żałujemy.

Piana jest uroczym, małym miasteczkiem. W centrum znajdziecie wszystko co trzeba, supermarket, sklep z pamiątkami, pizzerię (której nie polecamy), biały uroczy kościół, wspomniany sklepik z serami i wędlinami.
Gdzie zjeść w Pianie?
Mimo że od widoku z balkonu trudno było nas odciągnąć, odwiedziliśmy też kilka smacznych miejsc. Raz wyskoczyliśmy na kolację do włoskiej knajpki Trattoria L’hospitol di Mamouche (trzeba przejechać kilka kilometrów na południe, w kierunku Ajaccio, restauracja jest przy samej drodze). Miejsce w charakterze pasterskich zabudowań, proste, klimatyczne, a co najważniejsze z cudownym, nieprzekombinowanym jedzeniem. Obsługa genialna, bardzo pomocna i sympatyczna, nieważne że nie mówili po angielsku, ale oprócz francuskiego znali włoski. Zjedliśmy wspaniałe kanapki z lokalnym owczym serem i oliwą oraz ravioli prosto z ciepłej patelni, napiliśmy się domowego wina i pogadaliśmy z Francuzem po włosku, czego więcej chcieć od życia! Porcje są naprawdę ogromne, więc radzimy zrezygnować z próby jednoczesnego zjedzenia przystawek i głównego dania.




Innym razem, już w samej Pianie trafiamy do innego dobrze ocenianego miejsca. La Voûte prowadzone jest przez ciepłych i miło nastawionych ludzi. Knajpka jest w samym centrum miasteczka, dogadacie się prostym angielkim. Jedzenie przednie, zawitaliśmy tu dwa razy, od tego miejsca Robert zaczął swoją przygodę z korsykańską zupą – zawiesista, pełna dużych kawałków różnych warzyw i mięsa; bardzo sycąca. Posmakowaliśmy tu też świeżych ryb, zapiekanych makaronów, jagnięciny, eskalopków cielęcych. Dania są po prostu znakomite.
Ajaccio – gorąco, tłocznie i turystycznie
Naszym kolejnym przystankiem na Korsyce było Ajaccio. Miasto nieco nas rozczarowało, oczywiście nie brak tu pięknych widoków i plaż, jednak liczba turystów skutecznie odstrasza. Dlatego dobrze, że nie zdecydowaliśmy się tu na dłuższy przystanek.
Polecamy parking podziemny w samym centrum, próbowaliśmy zaparkować w innym miejscu, ale niepotrzebnie straciliśmy tylko czas. Ajaccio to miasto, w którym żyła rodzina Napoleona Bonaparte z samym wodzem na czele. Współcześnie oczywiście ze względów turystycznych jego „wielkie” związki z matecznikiem są bardzo koloryzowane.
Na sam lunch trafiliśmy do A Marendella Citadina. Młoda, energiczna ekipa sprawnie się nami zaopiekowała, zamówiliśmy wok z makaronem ryżowym, z orzechami, kurczakiem, wspaniałymi soczystymi pomidorami oraz pierś z kaczki z purée z batatów. Odpoczęliśmy w cieniu małej uliczki, skosztowaliśmy nieco nowoczesnej kuchni i w końcu porozmawialiśmy na dobre o wyspie z Korsykaninem po angielsku.
Bonifacio – warto odwiedzić
Miasto przez kilka dni było naszą południową bazą na Korsyce. Spędziliśmy tam naprawdę cudowne chwile, szwendaliśmy się wąskimi uliczkami miasta, dużo spacerowaliśmy klifami (można dojść do samej latarnii), siedzieliśmy do rana w porcie. Odwiedziliśmy m.in. winnicę Domaine de Torraccia, w której wspaniali właściciele poświęcili nam sporo swojego czasu, rozśmieszali do łez i opowiedzieli kawał korsykańskiej historii, wplatając w nią rodzinne losy.
Wybaczcie, ale hotelu SantaTeresa, w którym spaliśmy nie mogę Wam polecić i to jest naprawdę długa historia… Za to jego położenie znajduje się w ciekawym miejscu blisko cmentarza, ogromnego parkingu dla turystów (idąc do miasta przechodzi się koło ujścia do mariny) i twierdzy, z której rozpościera się przepiękny widok.
W okolicach Bonifacio odwiedziliśmy kilka pięknych plaż:
- Plage du Grand Sperone – przepiękna, długa, z zatoczkami. Zaraz za nią zielone pola golfowe.
- Plage du petit Sperone – piaszczysta, z zatoczkami. Zakończona cyplem, do którego można dojść ścieżką. Zaraz za nią zielone pola golfowe.
Gdzie jedliśmy w Bonifacio?
Przypadek chciał, że poznaliśmy różne miejsca, ale pod szyldem jednego właściciela. Robert w Cantina Grill, położonej w porcie zjadł podobno najlepsze mule w życiu, ja pyszne krewetki królewskie. A w tańszej i nieco bardziej „lokalnej” Cantina Doria zamówiliśmy oczywiście korsykańską zupę, rybę z pieca i faszerowane bakłażany (merrizzane) – miejski przysmak. Mała podpowiedź, zupę zamawiajcie jedną na dwie osoby, bo przynoszone są w wielkich misach.
Poza tym w Bonifacio za dnia znajdziecie wiele innych małych knajpek, pizzerii, kawiarenek. Wieczorem małe, stare miasto zamienia się w akustyczny rezonans. W każdej uliczce gra inny zespół, ludzie siedzą w barach i popijają pyszne korsykańskie wino.