Abruzzo, wine not?

Być może pomyślicie, że ostatnio wstąpił we mnie jakiś blogerski tygrys, bo chwilę temu „urodziłam” noszonego trzy miesiące posta o greckich winach, a już zabrałam się za kolejny wpis. Sama zaczynam się martwić o nagły rozkwit macierzyńskich uczuć w stosunku do klawiatury i bloga. Doba jednak wcale miłosiernie się nie rozciągnęła, tylko ja zwyczajnie próbuję organizacyjnie ją ograć i wykorzystać wszechobecną atmosferę urlopową, którą dyktuje lato. Wszystko po to, by zdążyć Wam choć trochę opowiedzieć o moim ostatnim wyjeździe do Abruzji. Może, ktoś planuje zahaczyć o jej regiony podczas wakacji we Włoszech, a może nie planował i się skusi.
W Abruzji po raz pierwszy byłam z Robertem dwa lata temu. Wówczas odwiedziliśmy winiarnię Iluminati i Emidio Pepe. I już wtedy wróciliśmy z przekonaniem, że to bardzo urokliwy, aczkolwiek niedoceniany i mało rozpoznawalny winny region. Przygotowując się do tamtego wyjazdu wiedzieliśmy oczywiście w czym tkwi problem, dlatego łatwiej przyszło nam skonfrontować wiedzę z zastaną rzeczywistością. Wiele ukształtowanych latami stereotypów i kilka na jakie zapracował sowicie sam region, to powody dla których dziś Abruzja dokłada wielu starań i mobilizuje setki ludzi, by zmienić ten obraz. Taką determinację w swoich działaniach wykazuje Consorzio di Tutela dei Vini d’Abruzzo, organizacja która została powołania, by stać na straży jakości tutejszych win, promować region i edukować na temat jego zasobów. „Lots of functions, a single goal – to defend the quality of Abruzzo Wines.” – głosi jej główne hasło.
Postanowiłam więc, że plan na posta będzie dziś wizualno-informacyjny. Nie będę opowiadać Wam szczegółowo o winiarzach, których odwiedziłam w maju – na to obiecuję przyjdzie jeszcze czas (jak szaleć to szaleć – no nie?), ale pomyślałam, że zmierzymy się z z kilkoma danymi na temat Abruzji i zarzutami, z którymi na co dzień spotykają się mieszkańcy regionu.
Zapraszam, prześledźmy je razem…
Jednym z pierwszych zarzutów skierowanych w stronę Abruzji, jest fakt że robi się tam tanie i supermarketowe wina. Trzeba przyznać, że latami wielu przedsiębiorców skutecznie podkopywało reputację regionu, co ciągnie się za nią do dziś. Złożyło się ku temu kilka elementów, przede wszystkim niewłaściwie zinterpretowano i powszechnie potraktowano zmiany w przepisach administracyjnych na przestrzeni lat ’60. i ’70. Zachęceni winogrodnicy chętnie zamieniali wówczas niskie metody prowadzenia winorośli na te wysokie, na tzw. pergolach. Co za tym idzie dopasowano do tych zmian również limity wydajności szczepów i tak zaczęto w ogromnych ilościach wypuszczać na rynek wina bardzo średniej jakości. Kolejno doszło do sytuacji, w której przez wiele lat produkcja wina w Abruzji została zdominowana przez spółdzielnie. Obraz tej sytuacji zaczął się powoli zmieniać dopiero w latach ’90., kiedy to zaczęto dostrzegać również wielu prywatnych producentów, winifikujących i butelkujących własne wina, a i większe zrzeszające winiarzy konsorcja podjęły mozolną pracę nad własną filozofią i jakością win.
Niestety Abruzja to nadal jedyny włoski region winiarski z oznaczeniem DOC, który pozwala na butelkowanie wina poza swoim granicami, np. w dużo zimniejszych regionach takich jak Veneto. Pamiętajcie jednak, że przepisy te wykorzystują zazwyczaj duże kooperatywy a nie lokalne, rodzinne winnice, którym przypina się niechcianą i niesprawiedliwą łatkę złego wizerunku Abruzji.
Kiedy wsłuchałam się w historie winiarzy na miejscu, potem przeszperałam dostępną literaturę, zaczerpnęłam nieco wiedzy, by na końcu długo dyskutować z Robertem, postanowiłam, że będę bronić tego regionu prostymi argumentami.
Spójrzcie, wystarczy, że zadamy sobie pierwsze pytanie: dlaczego tak sprawnie potrafimy bronić się przed winnymi „sikaczami” z Piemontu, Chianti czy Puli, a nagle zanikają nam te same umiejętności w stosunku do Abruzji, którą skazujemy na banicję? I kolejne: dlaczego udajemy, że wina z Abruzji mają mniejszą szansę, by oprócz swojej wielkiej „pijaności”, stać się również winami docenianymi ze względu na swój potencjał starzenia i kulinarną elastyczność?
“We really need to break Abruzzo away from this image of being a region that simply produces wine you would order in a pizzeria: today we are very much more than that.” – Marco Pesce z Abruzzo Chamber of Commerce.
Jaki jest zatem winny potencjał w regionie?
Bez dwóch zdań – ogromny. Abruzja stara się udowodnić, posługując się konkretnymi dowodami, na to że jakość produktu winiarskiego i kulinarnego to jej wyróżnik. Trzeba przyznać, iż na szczęście ma się czym pochwalić. Notuje się tu bowiem coraz większe wpływy rodzinnych i koleżeńskich ambicji, dbających o właściwy balans między quality i quantity. Jeśli chodzi o same winogrona, to oczywiście na szczególną uwagę przez ostatnie dziesięciolecia zapracowało sobie – Trebbiano – wśród białych szczepów i Montepulciano d’Abruzzo wśród czerwonych.
Tutaj być może na chwilę zatrzyma Was nazwa czerwonego szczepu, który wciąż bywa mylony z Vino Nobile di Montepulicano, z toskańskiego miasta Montepulciano (w którym w rzeczywistości dominującą rolę odgrywa Sangiovese). *Z ciekawostek – Abruzja jest w trakcie sporu prawnego z miastem Montepulciano i być może będzie musiała zmienić nazwę swojego szczepu Montepulciano, nazywając go po prostu Abruzzo. Nie chcę podważać żadnych racji stanu, ale wydaje mi się, że wyjdzie jej to na dobre.
Redaktor Tomasz Prange-Barczyński w Magazynie Wino (3 [86] 2017) w jednym z materiałów wyszedł z teorią, że Abruzja jako region winiarski jest nieco monotonna. Jeśli przyjmiemy to za określenie pejoratywne, to pamiętajmy, że powinniśmy je również dopasować do dziesiątek innych europejskich i światowych odmian czy apelacji. Z drugiej strony, czyż to właśnie nie na tym opiera się wyjątkowość danego miejsca, że pochodzi z niego charakterystyczne wino?
Wydaje mi się, że obecnie owa monotonność jest niezwykle nieprecyzyjna, bo do gry weszło na przykład wiele mniej znanych białych szczepów. Dzięki nim Abruzja plasuje się jako zawodnik, którego wina są też pożądane przez rynki poszukujące regionalnych, butikowych win, wśród nich: Pecorino, Cocociolla, Passerina, Montonico i Fiano. Ja jako miłośniczka różu postanowiłam też w Abruzji poszukać smacznego Cerasuolo. Różowe Abruzzese, wytwarzane jest z Montepulciano. Zwykle uprawiane jest w prowincji L’Aquila i cechuje je swoista lekkość i żywy owoc. Kilka ciekawych nawet znalazłam i wkrótce Wam o tym opowiem.
Dodatkowo w Abruzji zetknęłam się z pełniejszym portfolio około 10 winnic i z każdej z nich, mimo że robią wina z tych samych szczepów, ze względu na pewne odmienności, wybrałabym dla siebie coś innego.
“We want to use the opportunity of the fiftieth anniversary to make the wines of Abruzzo better known – particularly Montepulciano – and to increase appreciation of their quality, not just through promotional activities, but also through greater control of their production and promotion.” – powiedział dla Decantera (kwiecień 2018 ) Valentino Di Campli, Prezydent Consorzio Vini d’Abruzzo.
Kobiety mają głos
To mój ulubiony temat i cieszę się, że kobiety w Abruzzo są tak przedsiębiorcze, odważne i przez to widoczne. Poznałam kilka z nich, zarówno podczas wizyt w samych winnicach, jak i na Grand Tasting Vini d’Abruzzo. Wystarczy wspomnieć tu o imponującej mi sile kobiet w winnicy Emidio Pepe – Chiara Pepe, to jedna z najbardziej charyzmatycznych kobiet włoskiego winiarstwa, jaką dotychczas poznałam, a jej siostra Elisa imponująco szybko wzrasta na kolejną wykwalifikowaną przedstawicielkę rodzinnego biznesu. Świetne wina robią też dwie siostry z winnicy Tenuta Tre Gemme. Na scenie warto wyróżnić również Elenę Nicodemi, która wspólnie z bratem Alessandro tworzą team Fattorii Nicodemi.
Kuchnia Abruzzo
Dodatkowy i niepodważalny atut win z Abruzji to ich elastyczność kulinarna. I tym zgrabnym ruchem przenosimy się do kuchni, której magia zaklęta jest w prostocie i umiłowaniu do regionalnych, wysokiej jakości składników. Abruzja ma dostęp do morza i gór, dlatego jej kuchnia potrafi być bardzo zróżnicowana. Tu znajdziecie najlepszy włoski szafran, białe trufle, borowiki, sezonowe warzywa, w tym karczochy i fasolę, aromatyczne ryby i skorupiaki, wyjątkowe dania z makaronu, mięsa, wspaniałe sery i można by tak wyliczać bez końca… Sama na własnej skórze przekonałam się jak smaczna potrafi być to kuchnia, spróbowałam zarówno potraw z ryb, owoców morza, jak i jagnięciny, makaronów i jedynego w swoim rodzaju sera owczego Pecorino. U samych winiarzy w parze z produkcją wina idą również uprawy drzewek oliwnych i smaczna oliwa. Zresztą dorobiono się tu w końcu oliw chronionych oznaczeniem DOP Aprutino Pescarese oraz DOP Colline Teatine.
Czego więc warto spróbować odwiedzając Abruzję?
Jeśli jesteście mięsożerni to oszalejecie na punkcie arrosticini. To małe grillowane szaszłyki z jagnięciny lub baraniny, które są gotowane w specjalnym piecu w kształcie rynny, zwanym fornacella lub canala. Mięso ułożone jest ciasno na drewniany szpikulec, a następnie wolno pieczone na węglu drzewnym. Miejsce szczególnie znane z tego przysmaku to obszar u podnóża góry Voltigno w prowincji Pescara. Muszę tu podziękować Helle, mojej wspaniałej towarzyszce ostatniej podróży, która podczas kiedy ja zajadałam się arrosticini, czuwała nad profesjonalnymi zdjęciami, zajrzyjcie koniecznie na jej bloga: Helle’s Kitchen, by się przekonać na temat jej kulinarnego doświadczenia!
Abruzja to ponad 130 km morskiego wybrzeża, wobec tego kuchnia naturalnie bazuje tu na rybach i owocach morza. Porty słyną z pikantnej zupy brodetto, podobno każdy z nich ma jej swoją własną wersję. Muszę przyznać, że nigdy nie zapomnę kolacji w Trabocco Punta Cavalluccio. Sama Costa dei Trabocchi rozciąga się na długości około 70 kilometrów od Ortony do San Salvo w Abruzji. Te przykuwające uwagę, do dziś zachowujące swoją autentyczność wędkarskie platformy, powstały z pomysłowości nadmorskich mieszkańców, przede wszystkim chłopów i pasterzy, którzy dzięki nim, bez konieczności zapuszczania się w pełne morze mogli łowić ryby i owoce morza. Dziś wiele zostało zaadoptowanych na restauracje.
W Trabocco Punta Cavalluccio znajdziecie przekrój smaków poczynając od wspaniałego carpaccio z ośmiornicy, po mule, wielorakie owoce morze, ryby, pasty, po deser kończąc. Do tego wszystkiego pairing wina, rozmowy z przyjaciółmi z całego świata i nocna morska bryza – myślę, że nie tylko mnie zauroczyły.
Między morzem a górami
Na koniec, choć pewnie od tego powinnam zacząć – już dwa lata temu razem z Robertem, ale i podczas tej dziennikarskiej wycieczki w maju przekonałam się, że Abruzja to zielona kraina. W samych Włoszech ma najwięcej parków narodowych i lasów, nie bez przyczyny została więc nazwana „płucami” Włoch. Jej granice rozciągają się od serca Apeninów do Morza Adriatyckiego. To właśnie tu znajdują się najwyższe szczyty – Gran Sasso (2 912 m) i Góra Majella (2 793 m). Samo wybrzeże charakteryzuje się też długimi i piaszczystymi plażami na północy i kamienistymi na południu. Klimat mimo, że ogólnie jest umiarkowany, to temperatury mogą się tu gwałtownie różnić między dniem a nocą – to też ma swoje odzwierciedlenie w smaku próbowanych win.
Przed nami jeszcze kilka wizyt u winiarzy i pare smacznych obiado-kolacji, po których (żeby nie było – nie tylko ja) w spożywczej ciąży „toczyłam się” do busa, jednak mam nadzieję, że ten wstęp zachęci Was do otwarcia się na smaki i skarby Abruzji. Region ten już nie raz udowodnił, że ma wiele do zaoferowania, chcącym poznać jego prawdziwe oblicze niewiele trzeba.
Abruzja, czas więc na Ciebie!
P.S. Do Abruzzo podróżowałam na zaproszenie Consorzio di Tutela dei Vini d’Abruzzo.
A i jeszcze słowo do „czepialskich” – tak, przyznaję zastępczo stosowałam w tekście Abruzzo=Abruzja.