Owoce pochodzą z pojedynczej parceli o wielkości 2,5 ha, położonej w najwyższej części winnicy producenta. Tutejsze podłoże ma pierwszą warstwę żwirową, ale niżej jest jest ciężkie, gliniaste, co przekłada się też na całkiem muskularny charakter tego wina. Nazwa winnicy odnosi się zaś do tego, że jest ona wystawiona na silne wiatry, w które obfituje Hemel-en-Aarde. W efekcie, aby chronić nasiona, winogrona wytwarzają tam grubą skórkę, która następnie wpływa na mocne (jak na pinota) garbniki. Około 30-40% owoców trafia do fermentacji bez odszypułkowania, a dojrzewania ma miejsce przez 11 miesięcy w burgundzkich beczkach (niecałe 40% nowych baryłek). W zapachu mamy tutaj dym, żurawinę, kwaskowe wiśnie, a także sporo nut leśnych, iglastych, przypominających trochę niemieckie spätburgundery. Usta idą bardziej w stronę czerwonych owoców, jest tutaj dużo truskawek, porzeczek, ale też wyraźnie pieprzne i ziołowe wykończenie. Z czasem wychodzi coraz więcej jeszcze młodych, wysuszających garbników. Świetne wino, ale do odłożenia na co najmniej 2-3 lata. Próbowaliśmy je w RPA.