Londyn 2023 – restauracje z winem

Podczas londyńskiego weekendu chciałem odwiedzić kilka wienbarów. Ale co to dziś znaczy winebar? Dla mnie to miejsce gdzie znajdziemy dosyć nisko zmarżowane wina i do tego dużo na kieliszki. Kuchnia serwuje kilka przekąsek i może coś małego na ciepło. Myślę jednak, że muszę na potrzeby tego odcinka i chyba może już w ogóle, odejść od tej definicji. Świat jest dużo bardziej kolorowy. Trzeba chyba po prostu sprawdzić gdzie można dobrze zjeść i napić się jakościowego wina (z dobrej karty) i… zapłacić dużo, ale nie bardzo dużo? Zabieram Was na krótką wycieczkę po Londynie.
Londyn jest ogromny i barów/restauracji z dobrym wyborem wina jest mnóstwo. Jak zatem wpaść na jakiś trop i wybrać miejsce dla siebie? Możecie podążać jak ja za kultowym winnym magazynem – Decanterem, który umówmy się, poradami osób z tytułami Master of Wine czy Master Sommelier stoi. Można też polegać na poleceniach znajomych. Można też wtórnie, czyli tak jak dziś – Enostrada sprawdza Decanter – Wy czytacie Enostradę😉 Wybrałem dwa kompletnie różne miejsca, z obiecywanym dobrym jedzeniem i świetną kartą win.
Jose (104 Bermondsey st.)







To miejsce na południowym brzegu Tamizy na wysokości Tower Bridge. Należy ono do znanego szefa Jose Pizarro. Pochodzący z Estremadury Jose skończył stomatologię i skończył też z pomysłem bycia dentystą. Zajął się tym co kochał – czyli kuchnią. Po sukcesach w Hiszpanii, przeniósł się do Londynu i ma teraz sześć restauracji i barów w Anglii i jeden w Abu Dhabi. Napisał kilka książek kucharskich. Ja niezmiennie polecam te które ilustrują konkretne hiszpańskie regiony. Pokazują ich barwność i znaczące różnice kulinarne. Sięgnijcie więc po Katalonie, Kraj Basków i Andaluzję autorstwa Jose Pizarro!
Jedzenie
Jose to tłoczny tapas bar w którym możemy smacznie zjeść. Czy szybko? To już zależy od Was. Możecie chwycić kieliszek zimnej Manzanilli z zielonymi oliwkami przy barze i odpocząć w trakcie wycieczki, a możecie też usiąść na dłużej na kolacji czy też ze znajomymi, aby pogadać i podzielić się tapasami i winem. W tym miejscu nie ma rezerwacji – trzeba czekać w kolejce – jest system „first come first serve”. W praktyce, w piątkowy wieczór, czekaliśmy 20 minut. Tu nie ma sztywnego menu. Na tablicy jest napisane co dziś jest dostępne. Zwykle są to same hiszpańskie klasyki. Krokiety (z dorszem lub krewetkami) 8 GBP, talerz szynki Iberico 14 GBP, tortilla 6.5 GBP, macka ośmiornicy 16 GBP, muszle z szynką 11 GBP. Wszystko robione na bieżąco w otwartej kuchni i wszystko bardzo smaczne. Nie jest to nic odkrywczego, ale super solidne hiszpańskie gotowanie. Świeże produkty, znakomita oliwa plus zioła. To patent na sukces.
Wino
Jeśli chodzi o kartę win to mamy tam same hiszpańskie pozycje. Nacisk położny jest na butelki o najlepszych możliwościach gastronomicznych. Z białych rządzi oczywiście Rueda i Rias Baixas, a w czerwieniach tempranillo z różnych regionów, ale nie mogło zabraknąć też kilku pozycji menci. Ceny… jak to w Londynie około 3,5 x detal. Co oznacza, że tanio jednak nie jest. Na deser nie może zabraknąć kieliszka słodkiego Sherry Pedro Ximenez – 4 GBP. Myśmy cieszyli się butelką białej Riojy za 30 GBP. Była jak najbardziej klasyczna i świetnie pasowała do miksu tapasów, który zamówiliśmy.
Andrew Edmunds (46 Lexington st.)








Wino
Schowany w uliczkach Soho Andrew Edmunds to przykład klasycznej (może lekko rustykalnej) kulinarnie restauracji z familijnym, ale profesjonalnym serwisem i znakomitą, świetnie wycenioną kartą win. Tu mamy już kilka setek butelek do wyboru. Wszystkie w cenach tylko 70-100% przebijających detal. Kieliszek champagne Gallimard Cuvee de Reserve Brut napijemy się już za 9,50 GBP a całą jego butelkę weźmiemy za 42 GBP. Mamy bardzo dużo pozycji z Burgundii (włączając to stare roczniki – np. Chablis 1er Cru Vaillon Cuvee Guy Moreau z 2009 za 105 GBP), a także Rodanu, Włoch i USA. Każdy wybierze coś dla siebie. My wzięliśmy Bourgogne Terroir Noble 2020 od Domaine Girardin (41 GBP). Był to nowy rocznik, wino było trochę zamknięte. Po sprawnej dekantacji i poczekaniu 15 minut pięknie się otworzyło. Profesjonalny sommelier jest na pokładzie.
Jedzenie
Menu jest sezonowe i na każdy dzień inne. To co szef znajdzie najlepszego – taki będzie zestaw. Nie ma tu nic odkrywczego, nie ma tu molekularnych fantazji. Jest przepyszna, klasyczna kuchnia europejska. To absolutnie mój styl i dałbym się pokroić za miesięczny staż w takim miejscu. Ale przejdźmy do sedna.
My byliśmy na lunchu i na przystawkę zamówiliśmy smażony ozór wołowy. Fantastycznie chrupki na zewnątrz i miękki w środki. Dodatkiem była piklowana kapusta – 8 GBP. To co najlepsze przyszło jednak z drugimi daniami. Obłędny, puszysty suflet serowy z pieczoną radicchio i boczniakami w sosie gorgonzola – 22 GBP. Zamówiliśmy też steak z turbota z pieczonym fenkułem i zielonym sosem. Absolutna klasyka. Każde z tych dań świetnie się sparowało z delikatnym, burgundzkim chardonnay.
Ta restauracja to zdecydowanie londyńska rekomendacja Enostrady. Musicie tylko zarezerwować stolik. Inaczej marne szanse na sukces.
Konkluzja
Absolutnie rozumiem powodzenie Tapas Baru Jose. Spędziliśmy tam super godzinę w piątkowy wieczór. Zjedliśmy przyjemne jedzenie i napisaliśmy się fajnej białej Riojy. Jednak bardziej w tym celu polecam odwiedzić Madryt, Barcelonę, Valencię czy Bilbao. Pewnie dla londyńczyków to jest fajna rzecz i odskocznia od typowego dla nich jedzenia. Ja nie widzę w tym miejscu wartości ponad to, że jest smacznie i fajnie. Andrew Edmunds gra w innej lidze. Jest to absolutnie inteligenta kuchnia w pysznym wydaniu a wina są w znakomitych cenach i pod opieką specjalisty. Gdy będziemy kolejny raz w Londynie pójdę jeszcze raz i wezmę jakiś starszy rocznik burgunda. W Warszawie nie ma na to szans, a jak jest to nie za te pieniądze.
Do następnego!
W