Natural Wine Fest – relacja z Brna

Polscy fani win naturalnych naprawdę nie mogą narzekać jeśli chodzi o możliwości udziału w festiwalach dedykowanych tym winom. Nie dość, że w Krakowie już trzeci raz odbył się Confetti (z niego relację przedstawię niedługo), to nieopodal naszych granic mamy choćby RAW w Berlinie, czy nawet kilka festiwali na Morawach. Ja w tym roku odwiedziłem właśnie jeden z nich – Natural Wine Fest odbywający się w Brnie.
Kilka słów na temat samego festiwalu
To były moje pierwsze odwiedziny na Natural Wine Fest (zresztą sam festiwal odbywał się dopiero drugi raz) i ogólnie muszę je zapisać na plus. Przede wszystkim świetny był sam zestaw winiarzy, których wina można była spróbować tego dnia. Oczywiście dominowali producenci z Moraw i Czech, ale sporo stanowisk zajęły również butelki z Węgier, Słowacji, Austrii. Pojawiło się też kilka rodzynków z Niemiec, Słowenii, Francji czy nawet Hiszpanii. Łącznie swoje wina prezentowało około 60 winiarzy – spora ilość jak na jednodniowy festiwal.
W odróżnieniu od wielu tego typu imprez, które bywają zlokalizowane często na obrzeżach miast, tutaj degustacja odbywa się przy samym Rynku w Brnie. Taka lokalizacja na urokliwej starówce tego skądinąd ładnego miasta jest niewątpliwym plusem. Niestety, samo wnętrze okazało się dość zatłoczone i miejscami trzeba było się mocno przeciskać, aby dostać się do danego stoiska.
Mam też jedno zasadnicze zastrzeżenie do organizatorów – zupełnie nie pomyśleli oni o zapewnieniu spluwaczek. Rozumiem może takie bardziej hedonistyczne podejście do festiwalu, ale nie da się przetrwać całego dnia, gdy chce się spróbować jak największej ilości win, bez możliwości ich wypluwania. Dobrze, że przynajmniej niektórzy producenci posiadali własne pojemniki, ale i tak było ich zdecydowanie za mało.
Cena wejściówki na festiwal to koszt od 32-45 euro (w zależności od tego, jak wcześnie kupujecie bilet) i jest to wysokość rozsądna biorąc pod uwagę liczbę wystawców.
Najciekawsi spróbowani producenci
Z związku z tym, że wielu producentów z Moraw znałem z regularnych wizyt na Autentikfest, tym razem postanowiłem się skupić na innych winiarzach. Poniżej przedstawiam dziesięciu do tej pory nieznanych mi producentów, którzy najbardziej zapadli mi w pamięć.
Madame Flöck
To niesamowicie ciekawy projekt z Niemiec, dokładnie z Terrassenmosel, założony przez dwójkę szalonych przyjaciół Amerykanina Roberta i Kanadyjczyka Dereka, który w ogóle poznali się podczas zbiorów w Australii. Podczas kolejnej wyprawy, tym razem do Europy, w miasteczku Winninger Robert poznał winemakerkę Janinę Schmitt, swoją przyszłą żonę i postanowił kupić (na spółkę z Derekiem) na miejscu winnicę. Brzmi to nieco karkołomnie, ale spróbowane wina pokazują, że w chłopakach drzemie spory potencjał.



Madame Flöck Schmetterling 2021 (90/100) to mieszanka rieslinga (60%) i müller thurgau (40%). Cześć wina dojrzewa w beczkach przez 6 miesięcy, a całość przechodzi fermentację malolaktyczną. Pachnie wyraziście – jabłkami, cytrynową skórką, czuć też nieco lotnej kwasowości. Usta jabłkowo-gruszkowe, przyjemnie maślane, ale też z ziołowym posmakiem. Madame Flöck Mad Dog Warwick 2021 (92/100) to już czysty riesling, ale dojrzewający przez 11 miesięcy w małych beczkach, z częstym wzburzaniem osadu. Ta nietypowa dla odmiany winifikacja dała wino o wyrazistej kwasowości, ale też kremowym, lekko orzechowym ciele i mineralnym posmaku. Coś zupełnie unikatowego. Ostatnie ich wino to jeszcze niezabutelkowany Madame Flöck Rosé 2022 (89/100), pełny wiśni, czereśni, pobrudzonych ziemią truskawek, o kwaskowym, świeżym charakterze.
Quantum Winery
Florian Schuhmann-Irschik to winiarz-samouk z Maissau w austriackim regionie Weinviertel. Dzierżawi on zaledwie 2 ha winnic, ale z tak niewielkiego obszaru powstaje ponad dziesięć różnych win. Każde kolejne wprawiało mnie w zachwyt.





Quantum Winery Enigma Weiss 2021 (90/100) to rzadka odmiana roter veltliner macerowana przez 7 dni na skórkach. Z jednej strony wydaje się lekko łodygowe, ale to może być wpływ tej maceracji, bo sam owoc jest ładnie dojrzały, jabłkowy, z dodatkiem przyprawowego twistu. Jeśli nie lubicie lotnej kwasowości, to unikajcie nierocznikowego miksu białych odmian o wdzięcznej nazwie Quantum Winery Trinity (88/100). To jedno z tych win, które z dumą mogłyby nosić etykietkę „Parker gave mi 50„. Ja za to lubię takie lekko octowe klimaty, zwłaszcza jeśli idzie za tym tak przyjemny, cytrynowy owoc i słonawy finisz. Quantum Winery Deconstruction 2021 (89/100) to niezabutelkowany jeszcze finalnie blaufränkisch o świetnej, chrupkie, wiśniowej owocowości i ziemistym tle. Pychotka dla lubiących takie nieco rustykalne, zadziorne wina.
Turay Családi Pincészet
To niewielki rodzinny projekt z regionu Neszmély leżącego na północy Węgier, za który odpowiadają ojciec i syn, Istvàn oraz Kamill. Został on założony w 2006 roku, a dziś posiadają oni niecałe 2,5 ha winnic, od 2018 roku uprawianych organicznie.






Turay Generosa Pet-Nat (88/100) to wino bardzo owocowe, pełne jabłek, gruszek, ale i brzoskwiń. W ustach świetnie kwaskowe, energetyczne i bardzo żywe. Swoje maślane-kremowe oblicze pokazał Turay Olaszriesling 2021 (87/100), ale nie zabrakło w nim również jabłkowego owocu i dobrej soczystości. Niemal jak jabłkowy cydr smakowało natomiast Turay Borsmuta Pet-Nat (87/100), a więc kolejny musiak, o delikatnie kwiatowym i orzechowym finiszu. Poziom trzymał również Turay Cabernet Sauvignon 2020 (88/100): ładnie porzeczkowy, ziemisty, chropowaty, ale i soczysty.
Weingartner Oliver
Reprezentacja Szomló była tego dnia wyjątkowo silna, zwłaszcza dwóch winiarzy zwróciło moją uwagę. Pierwszym z nich był chłopak o nazwisku, które po prostu zmusza do zostania producentem wina.








Weingartner Oliver Native (89/100) to pet-nat powstający z juhfarka, fermentujący naturalnie i w związku z tym, z pozostałymi po zakończeniu fermentacji 13 g cukru. Na szczęście nie da się oszukać wulkanicznego terroir Szomló, a więc wino jest przede wszystkim słone, wydaje się bardzo wytrwane, mineralne, cytrynowe, świetnie energetyczne. Weingartner Oliver Furmint 2021 (90/100) nieco zrefermentował w butelce, przez co wino jest delikatnie perliste. W zasadzie zupełnie nie przeszkadza to w odbiorze, bo czuć przed wszystkim dym, krzemień, sok z cytryny, a usta są słone i bardzo kwaskowe. Więcej słodkiego owocu znajdziemy w Weingartner Oliver Harsch 2021 (89/100), a więc oczywiście pozycji z odmiany hárslevelű. Jest ono bardzie kwiatowe z nutami brzoskwini i gruszek, ale oczywiście w tle dalej szaleje szomlońska mineralność. Weingartner Oliver Ruby Light 2021 (90/100) to mieszanka odmian traminer i pinot gris o świetnym aromacie, pełnym żurawiny, truskawek, ale też przypraw i kwiatów. Usta smakujące podobnie, a przy tym ładnie żywe i soczyste.
Idąc dalej Weingartner Oliver Bipolar 2021 (88/100) to arcyciekawa mieszanka juhfarka macerowanego przez 15 dni na skórkach i dojrzewającego potem w beczkach oraz rieslinga, który na skórkach spędził aż 120 dni. Mało tu owocu, a za to sporo nut umami, orientalnych przypraw, kardamonu, pigwy. Całość poważna i najlepiej do odłożenia na 2-3 lata. Na koniec Weingartner Oliver Bastard 2021 (91/100) to pinot noir winifikowany bardzo delikatnie, na modłę schillera. Lekko dzikie, pełne czerwonych owoców (kwaskowe wisienki, czereśnie, truskawki), do tego odrobinę ziemiste i świetnie żywe.
Tomcsányi Családi Birtok (w ofercie Terroiryści oraz Wina wulkaniczne)
To kolejny w niewielkich, rodzinnych projektów, który na Szomló posiada 3 ha winnic prowadzonych biodynamicznie. Swoje wina dojrzewają oni zwykle w beczkach i amforach, przez długi czas na osadzie, a do butelek trafiają one bez siarkowania.



Tomcsányi Furmint 2021 (91/100) jest niesamowicie krzemienny, ale w tle pojawia się też masełko, soczysta brzoskwinia, trochę anyżu. Nieźle skoncentrowane, ładnie nasycone, ale też wybitnie mineralne. Jak przystało na użytą odmianę Tomcsányi Hárslevelű 2021 (90/100) jest bardziej owocowe, kwiatowe, lekko woskowe, ze słodkawymi nutami gruszek. W ustach mamy super energię, a 14% alkoholu przekłada się na solidną koncentrację i wrażenie gęstości (ale bez grama goryczki). Tomcsányi Szívhangok 2021 (89/100) to mieszanka jufarka, hárslevelű i olaszrizlinga. Juhfark był macerowany na skórkach przez 1 dzień, hárslevelű przez 4 dni, olaszrizling za to nie był odszypułkowywany. Wino jest bardzo soczyste, cytrynowe, gruszkowe i pigwowe. W ustach świeże, energiczne, ze słonawo-przyprawowym wykończeniem.
Jeszcze inaczej powstaje Tomcsányi Chardonnay 2021 (87/100), gdzie maceracja na skórkach trwa 12 dni, ale bez mieszania moszczu i skórek, a następnie wino dojrzewa przez krótki czas w beczkach. Czuć tutaj wyraźne nuty lakieru do paznokci oraz lotnej kwasowości, do tego sporo kiszonych cytryn i przypraw. Fajnie żywe i soczyste, ale też mało zintegrowane. Na koniec ciekawostka, bo chyba nie piłem jeszcze tej odmiany w wydaniu z Somló. Tomcsányi Syrah 2020 (89/100) to wino pieprzne, ziemiste, ale mające w sobie też przyjemną, wiśniowo-porzeczkową owocowość.
Vinařství Charvát
Tu przechodzimy już na Morawy, gdzie w miejscowości Klobouky swoje niewielkie, zajmujące łącznie zaledwie 1,5 ha dwie parcele (U Větřáku i Pod Plunary) uprawia rodzina Charvát.





Charvát Neuburske 2021 (88/100) prezentuje typowe oblicze odmiany, z nutami słodkich owoców (dojrzałe czerwone jabłka i gruszki) oraz wyraźnym woskowo-maślanym wypełnieniem. Do swojego chardonnay, które przez 12 miesięcy dojrzewa w dębie, rodzina dodała też odrobinę owoców ze szlachetną pleśnią. W efekcie Charvát Chardonnay 2021 (89/100) jest bardzo esencjonalne, gruszkowe, pełne (też dzięki 14% alkoholu), ale i odpowiednio kwaskowe. Wróciłbym do niego za jakieś 3 lata. Pochodzący z pojedynczej parceli Charvát Plunary 2021 (87/100) to mieszanka pięciu różnych odmian, field blend. Wino jest bardzo owocowe (głównie cytryny i jabłka), żywe, energetyczne i soczyste, choć brakuje trochę lepszej koncentracji. Dość prostym winem jest również Charvát Rizlink vlassky 2021 (87/100), ale jego ziołowość, jabłkowy owoc i delikatnie orzechowa nuta w finiszu mogą się podobać. Chyba najlepsze wrażenie zrobiła na mnie Charvát Frankovka 2021 (90/100), bardzo rasowa, pełna wiśni, odrobinę ziemista, ze świetnymi, żywymi garbnikami.
Punkista
Do stoiska Robert Osički (syna znanego winiarza Jaroslava) udało mi się dotrzeć pod koniec festiwalu, więc spróbowałem jedynie dwóch jego pozycji, które się jeszcze uchowały. Specjalizuje się on w winach musujących, ale w odróżnieniu od wielu naturalnych producentów, którzy stawiają głównie na pet-naty, on skupia się na winach powstających metodą klasyczną, z wtórną fermentacją w butelkach.


Punkista Vavřinec Blanc de Noir Brut (91/100) powstaje z odmiany st. laurent, ma świetną kwasowość, wyraźnie porzeczkowy charakter, ale też delikatne nuty drożdżowe i chlebowe. Poważne, a przy tym fajnie żywe i soczyste. Punkista Veltlín – Sauvignon Blanc de Blancs Brut (92/100) to zaś, jak oczywiście wskazuje nazwa, mieszanka równych części grüner veltlinera i sauvignon blanc, z ponad 30-letnich krzewów. Jest mniej owocowy od poprzednika, idący w kierunku wyraźnych nut autolitycznych, chlebowej skórki, świeżych drożdży, ale też przypraw i białego pieprzu. Bardzo rasowe.
Levente Wines
To kolejny przedstawiciel Węgier, tym razem pochodzący z regionu Mátra, leżącego na północny-wschód od Budapesztu. Co ciekawe sam winiarz, Levente Major łączy w sobie osobowość zagorzałego fana AC/DC, zapalonego winiarza i dyrektora szkoły podstawowej z aparycją żywcem wyjętą z nordyckich legend. Z takiego połączenia musi się urodzić coś szalonego.




Levente Nihil VIII Pet Nat 2021 (88/100) to musujący olaszrizling, bardzo ziołowy (szałwia), z dodatkiem skórki cytrynowej, pigwy i herbacianego suszu. Levente Judas Olaszrizling 2020 (89/100) to już spokojna wersja odmiany, dojrzewająca przez kilka miesięcy w beczkach. Ma ładną koncentrację, w ustach znajdziemy sporo rozpuszczonego na patelni masła, wosku, słodkich gruszek, czy nawet brzoskwiń. Za tym wszystkim znajdziemy też ładnie zarysowaną kwasowość, przez co całość ma wciąż żywy i soczysty charakter. Na koniec Levente Rajnai Rizling 2018 (90/100) to już wino całkiem dojrzałe, mocn zbudowane, pigwowe i przyprawowe. Jest w nim sporo owocu, czuć też delikatne garbniki i pieprzny finisz. Bardzo smaczne i apetyczne.
Domaine de Bonaguil (w ofercie Wine-express.pl)
Ten francuski producent swoje wina uprawia w regionie Cahors, ale co ciekawe skupia się głównie na winach białych (pamiętajmy, że Cahors to przecież królestwo malbeka). Sama winiarnia postała w 1989 roku, a obecnie zajmuje 7 ha winnic.






Zacząłem od musiaka Domaine de Bonaguil Bulles de Bonaguil Brut Nature 2020 (89/100). Jest to miks chardonnay i gamay, które leżakują 12 miesięcy na osadzie. Wino jest bardzo świeże, kwaskowe, z soczystymi nutami wiśni, poziomek, bardzo ładnie mineralne, czy wręcz słonawe. Domaine de Bonaguil Chardonnay Sauvignon 2019 (91/100) to wino bardzo strukturalne, może niewiele w nim samego owocu, ale delikatnie maślana faktura, dużo nut mineralnych i słonych sprawiają, że jest bardzo ciekawe. Idąc dalej mamy Domaine de Bonaguil Pins 2020 (89/100), a więc sauvignon blanc dojrzewające przez 5 miesięcy w 500-litrowych beczkach. Nietypowe jak na odmianę, bo mało w nim zieloności i aromatyczności, tutaj znów wino gra na maślano-woskowo-ziołowej nucie. Warto się przy nim zatrzymać, bo z każdą chwila w kieliszku dzieje się tu coraz więcej. Domaine de Bonaguil Les Cerisiers 2019 (90/100) to znowu chardonnay winifikowane identycznie jak poprzednik. Odmiana daje o sobie znać pod postacią nut melona, skórki jabłek, to tego pojawia się rozpuszczone masło, wosk i mnóstwo słoności w długim finiszu. Z czerwieni najbardziej smakował mi Domaine de Bonaguil Gamay 2020 (89/100) o typowych nutach kwaskowych wiśni, świeżo zmielonego pieprzu i ziemistym tle.
Domin & Kušický
Na koniec przeskok na Słowację, do kilku etykiet od Davida Kušickiego, którego dziadek Ján Domin założył pierwsza w tym kraju ekologiczną winnicę.





Domin & Kušický Welschman 2021 (90/100) to oczywiście welschriesling pachnący dzikimi jabłkami i skórką z gruszek. W ustach słony i sojowy, ale przy tym przyjemnie świeży i kwaskowy. Wyraźnie naturalistyczny, ale przy tym bardzo smaczny. Znacznie bardziej cytrynowo-jabłkowy jest Domin & Kušický Gen Z 2021 (89/100), w którym znajdziemy pinot noir winifikowanego na biało i połączonego z sauvignon blanc. Dopiero na języku pojawia się znów ta umamiczna, słona, wytrawna nuta. Domin & Kušický Serotonin 2021 (90/100) to muscat macerowany na skórkach przez 20 dni. Pachnie płatkami róży, w ustach również różane, z nawet odrobinę konfiturowym owocem, ale też wyraziście kwaskowe i przyprawowe. Byłoby idealne do orientalnej kuchni. Na koniec Domin & Kušický Pustatina (88/100), radosny pet-nat, miks merlota, pinot noir i traminera, które dojrzewają w betonowych jajach. Pełny owocu (kwaskowe wiśnie, maliny, czereśnie, poziomki), soczysty, świeży, bezpretensjonalny.
Radosne, owocowe wina – tak można określić większość spróbowanych tego dnia pozycji. Może zabrakło win trochę bardziej intelektualnych, wielowymiarowych, ale w kategorii dobrej zabawy naturalne wina ze Środkowej Europy nie mają sobie równych.