Quinta do Vallado Reserva Tinto 2011

Udostępnij ten post

Żałujemy, że gdy trzy lata temu byliśmy na wakacjach w Portugalii, nie udało się nam wygospodarować choćby dnia na podróż w górę Douro. Mimo, że odwiedziliśmy Porto i kilka słynnych piwnic w Vila Nova de Gaia, to zwyczajnie nie starczyło już czasu, aby wsiąść w pociąg albo wypożyczyć samochód i wyruszyć wzdłuż rzeki by na własne oczy zobaczyć przepiękne tarasy zbudowane nad jej bystrym nurtem. Na szczęście udało się nam przynajmniej częściowo znaleźć pocieszenie i w powrotny samolot do Polski zapakowaliśmy kilka butelek z tego regionu.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu miejscowe winnice produkowały owoce wykorzystywane jedynie do produkcji wzmacnianego porto. Gdy jednak konsumenci zaczęli odwracać się od słodkich win, producenci początkowo nieśmiało, a już odważniej po pozytywnym odbiorze przez krytyków przestawili się przynajmniej częściowo na produkcję win wytrawnych. W niedługim zaś czasie wytrawne wina znad Douro stały się nową wizytówką portugalskiego winiarstwa.

Quinta do Vallado to jeden z producentów, który skorzystał na tej rewolucji, z impetem wskakując ze swoimi winami do pierwszej ligi. Niektórzy z Was pewnie pamiętają, jak kilka lat temu jego podstawowa etykieta sprowadzona przez Biedronkę (a równolegle importowana przez Mielżyńskiego) zrobiła olbrzymi szum wśród fanów wina. My tym razem postanowiliśmy otworzyć przywiezioną z Portugalii butelkę Quinta do Vallado Reserva Tinto 2011 (u Mielżyńskiego dostępna w cenie 149 zł).

Jest to tzw. field blend, a więc wino wyprodukowane jako mieszanka różnorodnych odmian, które od ponad 100 lat rosną na jednej z parceli producenta. Jak podaje na swojej stronie internetowej Vallado, zidentyfikowanych szczepów jest ponad 45, ale dominują krzewy Tinta Roriz, Tinta Amarela, Touriga Franca i Tinta Barroca. Cześć owoców jest wyciskana w tradycyjny sposób, poprzez udeptywanie w kamiennych lagares. Wino dojrzewa przez 18 miesięcy we francuskich baryłkach (z których 60% stanowią nowe beczki).

Po nalaniu do kieliszka jego zapach momentalnie roznosi się w powietrzu. Nos jest intensywny, pełen nut ciemnych owoców (jagód i śliwek). Do tego po chwili pojawia się lukrecja, ale i akcenty ziemiste, liść laurowy, nieco dymu z jesiennego ogniska. Wydaje się, że wino może być zbyt mocno skoncentrowane, ale usta są zaskakująco soczyste i eleganckie. Kwasowość jest wyraźna, a taniny jeszcze nie do końca poukładane. Całość żywa, radosna, nawet nieco dzika. Dużo się tu dzieje, a przy tym wino ma przed sobą jeszcze spokojnie 5-10 lat dalszego rozwoju. Świetnie smakuje pite solo, ale jeszcze przyjemniejsze byłoby w towarzystwie jakiegoś solidnego kawałka mięsa, albo jesiennego, zawiesistego gulaszu. Bardzo dobre.

A oto co popijali pozostali blogerzy:

Blurppp

Italianizzato