Mule a’la marinara plus Zarate Albariño

Kilka lat temu niemałe poruszenie wywołały taśmy, w których nagrano polityków zajadających się ośmiorniczkami. Specjalnie nic nas w nich nie zaciekawiło, oprócz domysłów – jakie wina pili do tych pogaduszek? Może sommelier też postawił na Albariño? No cóż, nasze danie na pewno nie okaże się aż tak kontrowersyjne. Bo po pierwsze, nie będą to ośmiorniczki, a po drugie obalamy mit, że owoce morza to danie drogie i wymagające wielkich umiejętności. Dziś kupno świeżych owoców morza nie jest ani problematyczne (przynajmniej w większych miastach) ani nie drenuje kieszeni, a co za tym idzie mogą sobie na nie pozwolić nie tylko możni tego świata. My za nasz kilogram muli zapłaciliśmy 30 zł w Hali Gwardii w Warszawie, postawiliśmy też na standardowe, proste dodatki. Tutaj musimy zdradzić, że podpatrzyliśmy miejscówkę i przepis od naszej przyjaciółki Martyny!
Mule a’la marinara
Jest to najprostszy sposób przygotowania tych mięczaków (i najbardziej przez nas lubiany). Zaczynamy od przemycia ich pod bieżącą wodą. Przy okazji czyścimy muszle z narośli i wodorostów (czasem uda się trafić w sklepie na mule już oczyszczone). W tym momencie dokonujemy też pierwszej selekcji. Jeśli któreś muszle są otwarte, stukamy nimi o blat. Jeśli się zamkną, odkładamy do reszty natomiast gdy małż nie reaguje, należy go wyrzucić, bo jest nieświeży.
Następnie w sporym garnku szklimy na oliwie szalotkę i kilka ząbków czosnku. Gdy będą gotowe, wrzucamy mule, zalewamy połową szklanki białego wina (najlepiej tego samego, które będziemy próbowali do dania) i przykrywamy pokrywką. Dusimy mule dosłownie kilka minut i co jakiś czas potrząsamy garnkiem. Gdy spod pokrywki zaczyna się wydobywać para sprawdzamy, czy muszle się pootwierały (te, które są wciąż zamknięte nie próbujemy otwierać na siłę, tylko wyrzucamy), dodajemy posiekaną natkę pietruszki, trochę masła i mieszamy całość, aby masło rozpuściło się i połączyło z resztą sosu. Porcje podajemy w głębokich talerzach z dodatkiem bagietki – jest niezbędna do maczania w sosie, który znajdziecie na dnie talerza (to niemal najlepsza część dania).
Jakie wino do muli?
Wybór jest dość prosty. Mule to danie delikatne, pachnące morską wodą, delikatnie słone. Potrzebujemy więc lekkiego białego wina, z dość wysoką kwasowością. Najlepiej zdecydować się tu na klucz geograficzny, a więc szukamy pozycji z nadmorskich regionów, których kuchnia bazuje na rybach i owocach morza. W tej kategorii można wybierać choćby spośród francuskich atlantyckich Muscadetów, Vermentino z wybrzeży Morza Śródmiemnego, czy właśnie hiszpańskich Albariño.
Bodegas Zarate Albariño Val do Salnes 2017 (Vini e Affini, 79 zł)
To jedno z naszych ulubionych wcieleń odmiany dostępnych na naszym rynku. Owoce pochodzą z 35-letnich krzewów, które rosną na granitowym podłożu. Pachnie jabłkami, ale z dodatkiem nieco słodszych owoców: gruszki, czy nawet brzoskwiń i poziomek. Na podniebieniu z mocną kwasowością, ale również fajnym, maślanym ciałem. Akcenty poziomek, czy wręcz truskawek ze śmietanką są nawet wyraźniejsze niż w aromacie (wino dojrzewało pewnie na osadzie). Kończy się mineralno-słonawym finiszem. Świetna, ożywcza kompozycja. Bardzo dobre- (89/100).
Jak poszło?
Dobre Albariño i mule to coś, co nie może się nie udać. Nasze mieczaki były przyjemnie mięsiste, więc ta mocniejsza, bardziej nasycona struktura wina znakomicie do nich pasowała. A kwasowość szczepu szła w zgodnej parze z sosem. O to w końcu chodziło!