Fulvio Bressan – enfant terrible w Wine Cornerze

Tyle o nim przeczytaliśmy opisów, nasłuchaliśmy się też nie mało kontrowersyjnych relacji i opinii, dlatego na spotkanie z tak charakterystyczną postacią winiarskiego świata szliśmy pełni sprzecznych odczuć i oczekiwań, na nic zdała się też próba nie budowania sobie w myślach pewnego wyobrażenia, predefinicji, wizerunku do którego taką postać porównamy. Musimy przynać, że było to wyjątkowe doświadczenie i cieszymy się, że w końcu sami mogliśmy wyrobić sobie zdanie: na temat win i winiarza.
A więc za kilkoma ulicami, wieloma przystankami, przemierzając osiedla wielkiego miasta Warszawa, trafiliśmy w lubiany przez nas mały zakątek zwany Win Cornerem, a tam wśród błysków fleszy i masy fanów czołowy winiarz z Friuli: Fulvio Bressan. Swojego czasu był to prawdziwy enfant terrible włoskiego winiarstwa. Niektórzy dziennikarze wzywali do bojkotu tych win, burzę wywołało przyznanie jego winu medalu przez Magazyn Wino. Wszystko za sprawą rasistowskiego komentarza w jakim wyraził się o ówczesnej czarnoskórej minister włoskiego rządu. Gdy dodamy do tego posturę przypominającą raczej zawodnika wrestlingu niż winiarza nie ma co się dziwić, że w pewien sposób został on przez nas zaszufladkowany. Dzielnie jednak zmierzyliśmy się z tą krainą zwaną Szuflandią, rodem z „Kingsajz” i postanowiliśmy sami spróbować jego czarującego trunku.
Jakie więc było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że wilk nie jest taki groźny. Oczywiście Fulvio opowiadający o swoich winach jest pewny siebie (na granicy arogancji), widać, że wie wszystko najlepiej. Jednak o człowieku wiele mówi jego druga połówka. Gdy widzieliśmy z jaką czułością o Fulvio opowiadała jego żona Jelena, jaka ciekawa chemia była między tą parą, to mimo iż oczywiście fundamentalnie sprzeciwiamy się językowi, jakiego użył we wspomnianej wypowiedzi, trudno było nie słuchać ich z przyjemnością, tym bardziej że na chwilę zapomnieliśmy i o polskiej polityce.
Jego filozofia tworzenia wina jest bliska naszemu sercu. Najważniejszy jest respekt do natury, winorośli, gleby. Tego wszystkiego, co Francuzi zgrabnie określili terminem terroir. Jak sam mówi 99% sukcesu wina bierze się z pracy na winnicy. Dlatego też do produkcji swoich win używa jedynie co najmniej 25-letnich krzewów. Swoje wina produkuje w naturalistycznym stylu, choć (pewnie z definicji) winnica nie jest certyfikowana. Wina fermentują na naturalnych drożdżach, nie są filtrowane, a siarka dodawana jest w minimalnych ilościach przed samym butelkowaniem.
Ten styl jest najbardziej widoczny w „białych” winach. Powiedzmy sobie od razu, że białe wina to zresztą termin umowny, gdyż ewidentnie dryfują one w stronę win pomarańczowych. Z uwagi na ich specyficzny charakter były degustowane w temperaturze pokojowej. Bressan Carat 2011 (139 zł) to kupaż trzech odmian: Tocai Friulano (lokalny szczep, nie mający nic wspólnego z Tokajem) , Malvasia i Ribolla Gialla (kolejny autochtoniczny szczep do Friuli przybyły przed XIII wiekiem prawdopodobnie przez Słowenię aż z Grecji). Maceracja na skórkach trwa około miesiąc. Po fermentacji część wina trafia do barriques, reszta do większych beczek, gdzie przez rok dojrzewa na osadzie. Co ciekawe beczki nie są w ogóle wypalane, a w celu zmniejszenia ekspresji garbników nowo zakupione są płukane mieszaniną wody z solą. Fulvio eksperymentuje też z beczkami akacjowymi: z morwy i dzikiej wiśni, gdyż uważa, że dąb nie jest historycznym surowcem wykorzystywanym w regionie. Samo wino ma bursztynowy kolor, pachnie zaś delikatnym niuansem miodowym z dodatkiem poobijanych jabłek. W smaku za to delikatne, o owocowości idącej w tony wędzone, ale i paradoksalnie zielone. Pełne sprzeczności, niesztampowe, ale przy tym jakże ciekawe. Bardzo dobre-.
Choć sam Fulvio nie przepada za Pinot Grigio, to jak przyznaje odziedziczył po ojcu spory kawałek upraw tej odmiany i choć ma jej dość, to ludzie ją lubią. Jednak jego Bressan Pinot Grigio 2011 (139 zł) dalekie jest od bezpłciowych przedstawicieli szczepu, których wiele można spotkać na półkach z włoskimi winami. Dojrzewa na osadzie w stalowych zbiornikach przez 12-15 miesięcy. Jest herbaciane, ziołowe, z niezłą kwasowością i lekką strukturą. Przy tym wyraźnie mniej skomplikowane i łatwiejsze (o ile w przypadku win Fulvio można tak powiedzieć) od poprzedniej etykiety. Dobre+.
Kolejna butelka okazała się prawdziwym rarytasem, bo produkowana jest w aptekarskich ilościach (1,5 tysiąca butelek). Bressan Rosantico 2011 (199 zł) to wino wytworzone z odmiany Moscato Rosa, która należy do szerokiej muszkatowej rodziny, jest jednak innym szczepem od popularnego we Włoszech Moscato Bianco. Samo wino ma malinowy, soczysty kolor. Początkowo wydaje się lekko oranżadowe, ale zaraz pojawia się więcej nut korzennych, grejpfrutowych i różanych. Do tego świetna kwasowość i delikatne taniny. Nam świetnie pasowałoby do zimowego wieczoru przy kominku (zadające przy tym kłam, że na taką okazję trzeba sięgać po wina ciężkie, beczkowe). Bardzo dobre+.
Następną butelką w kolejce było pierwsze z win czerwonych – Bressan Pinot Nero 2010 (169 zł). Jak powiedział Fulvio jedyną rzeczą nie do kupienia jest czas, a picie Pinota w wieku niższym niż 5 lat do dzieciobójstwo. Całe nasadzenia odmiany u Bressana to zaledwie 1,3 hektara. Jego wino po wolnej, trwającej do miesiąca fermentacji trafia na dwa lata do dużych beczek. Pachnie tak, że nie byłoby trudno pomylić je z bordoskim Cabernetem. Mamy dużo dojrzałych owoców w tonacji czerwonej porzeczki, ale podbitych akcentami ziemistymi, pieprznymi i dymnymi (kadzidło). Do tego na języku można wyczuć objawy delikatnego utlenienia, ale i sporą dawkę soczystej owocowości. Eleganckie, ale znów mające (jak każde wino Bressana) ciekawy, ostry pazur. Bardzo dobre-.
Bressan No. 3 2010 (169 zł) to jak mówiła Jelena „pierworodny syn” Fulvio. Mamy tu kupaż Pinot Nero, Caberneta Sauvignon oraz flagowej odmiany producenta – Schioppettino. Ponownie mówimy o 30-dniowej fermentacji (wszystkie odmiany przechodzą ją razem, zmieszane), ale tym razem odbywa się ona w barriques. Później wino trafia na chwilę do stalowych zbiorników, a następnie do dużych 2000-litrowych beczek. Po przelaniu do butelek dojrzewa przez kolejne 15 miesięcy, nim trafia na rynek. Jest bardzo aromatyczne, dość nietypowe jak na wino czerwone, bo o nutach różanych i gruszkowych. Na języku za to soczyste, z akcentami podsmażonych owoców, czy wręcz wiśniowego likieru. Do tego mocna, kwaskowa rama i drapieżne garbniki, które w finiszu przechodzą w subtelne odcienie białego pieprzu i wyraźną ziołowość. Bardzo dobre+.
Etykieta wina Bressan Ego 2010 (169 zł) przypomina wytwór winiarza garażowego, a nie znanego na całym świecie producenta. Jednak szata nie świadczy o zawartości butelki, a taka koncepcja dobrze odzwierciedla niepokorny charakter Fulvio. Pod tą zagadkową nazwą kryje się kupaż Schioppettino oraz Caberneta Franc w równych proporcjach. Odmiany fermentują oddzielnie (przy czym fermentacja alkoholowa odbywa się w stali, a malolaktyczna w małych baryłkach). Następnie dokonuje się ich zmieszanie i na cała trzy lata wino zamykane jest w dużych beczkach. Jak w przypadku poprzedniej pozycji również i to wino dojrzewa przez dodatkowe 15 miesięcy w butelkach. W efekcie w kieliszku na dalszy plan schodzi owoc, a pojawia się więcej ziół, wołowego rosołu, smażonej marchewki. Ładnie dojrzałe, ze świetną strukturą. Tu zarówno kwasowość, taniny jak i koncentracja są trafione w punkt, zgrywają się ze sobą w spójną kompozycję. Bardzo dobre+.
Nazwa Schioppettino w wolny tłumaczeniu oznacza „mały wybuchowy”. Wzięła się od gwałtowanej fermentacji jaką przechodzi ta odmiana, która niejednokrotnie wywoływała wybuchy kadzi fermentacyjnych. Świetnie oddają jednak i sam charakter powstających win, które są nieokrzesane i drapieżne. A czystym tego przykładem jest Bressan Schioppettino 2011 (169 zł). Ponownie mamy długą fermentację i ponad dwuletnie starzenie w dużych beczkach. W winie obok dojrzałych, ciemnych wiśni przewijają się wyraźne nuty ziół, ale i tak lubiana przez nas w tej etykiecie pieprzność i mocna, wyraźna kwasowość. Przy czym wino jest jednak łagodniejsze niż w znany nam o rok starszy rocznik. Bardzo dobre+.
Jako, że podczas degustacji towarzystwo dobrze się zintegrowało, szybko i spontanicznie podjęliśmy decyzję o złożeniu się na butelkę Bressan Pignol 2001 (339 zł). Kolejna z lokalnych odmian, których nazwa wiele mówi o ich charakterze. Pignol to bowiem „wybredny”, co odnosi się do niskich zbiorów jakie daje odmiana. Wino przez trzy lata dojrzewa w dużych beczkach a dodatkowe kilka lat w butelkach. Jest świetne, bo z jednej strony mamy pierwsze symptomy świadczące o dojrzewaniu (nuty skórzane, jesienne), ale przy tym wciąż zachwycająca kwasowość i porzeczkowy owoc. Dalej mocne taniny i lata świetle dalszego dojrzewania przed sobą. Znakomite-.
Na koniec dwie frazy, które wypowiedziane przez Fulvio doskonale podsumowują degustację, w której uczestniczyliśmy. Po pierwsze pamiętajcie:
„Każda butelka jest inna.”
Wina Bressana (ze względu na minimalistycznie inwazyjne metody produkcji) potrafią się miedzy sobą różnić, jednak wszystkie trzymają wysoki poziom, a zabawa w poszukiwanie różniących je niuansów tylko dodaje im uroku. Po drugie:
„Używaj głowy pijąc wina, albo po prostu je pij, bez oceniania.”
Te wina niosą w sobie potężny ładunek intelektualny, zmuszają do przystanięcia, zastanowienia się nad nimi. Przy tym zaś są w tej swojej dostojnej powadze, przemawiając do nas ex cathedranad wyraz pijalne, łobuzerskie, puszczające oko jak młody żak do koleżanki z ławki obok. Pijcie je, bawcie się nimi, studiujcie je – co kto woli. Są tego warte.